Upalny dzień w Abu Dhabi

To stolica i drugie (po Dubaju) największe miasto Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Dolatujemy do Abu Dhabi o bladym świcie.
Intuicja podpowiada mi, że to nietypowe miasto. Położone gdzieś na pustyni na półwyspie Arabskim. Często nowe miejsca przywołują skojarzenia, w których główną rolę odgrywa wyobraźnia. Czy zobaczymy tu coś jeszcze poza wielbłądami, pustynią, drapaczami chmur, bogatymi Arabami w białych szatach, a także pracownikami najemnymi z całego świata szukającymi tutaj szczęścia? Co jeszcze czeka przybysza odwiedzającego Abu Dhabi?

Na dobry początek na celowniku pojawia się Sheikh Zayed Grand Mosque, jeden z największych meczetów na świecie. Aktualnie zajmuje miejsce ósme, ale znając apetyt innych krajów muzułmańskich na bicie rekordów, pozycja ta może nie zostać utrzymana zbyt długo. Budowa w której uczestniczyło 3500 budowniczych trwała 11 lat. Koszt budowy meczetu to pół miliarda dolarów. Czy potrzeba ostentacji oraz złoża ropy naftowej sprzyjają pogłębianiu wiary?

Do samego meczetu bardzo łatwo dojechać z lotniska autobusem linii A1. Trudno natomiast kupić bilet na wspomniany autobus. Dla turysty niedoświadczonego w arabskich realiach oznacza to niezdążenie na 2-3 kolejne autobusy, które odjeżdżają co 15 minut. Nie zdradzam szczegółów – potraktujcie to jako dobrą zabawę pt. „Escape room z lotniska”.

Na miejscu okrążamy meczet szukając wejścia. To kolejny level escape room’u. Niestety wchodzimy w niedozwoloną strefę i przechwytują nas strażnicy, z którymi dojeżdżamy małym elektrycznym samochodzikiem do właściwego punktu wejścia. Ze zwiedzaniem musimy poczekać, aż na zegarze wybije godzina dziewiąta. Robi się gorąco, ale ulgi doznajemy w przymeczetowej kawiarni.

Gdy ostatecznie wybija 9, Ela dostaje eleganckie czarne wdzianko, zwane tutaj abaya i jesteśmy gotowi zwiedzać.

Meczet ma dużą pojemność. Jednocześnie może modlić się około 40 tysięcy wiernych. Każdy z czterech minaretów ma 107 metrów wysokości, a zewnętrzny dziedziniec pokryty jest największą na świecie mozaiką – 17000 metrów kwadratowych! Natomiast w części wewnętrznej znajduje się największy dywan świata. Z pewnością jest jeszcze kilka rekordów.  Może katolicy też mogliby zacząć pleść dywany?

Dojeżdżamy do centrum handlowego Al Marina. Wiem, brzmi nudno i nie w moim stylu, ale tym razem jest podwójna misja do wykonania. Po pierwsze, znaleźć ulgę od skwaru w klimatyzowanym lokalu. Po drugie, dokonać drobnej naprawy w moim obiektywie. W rzeczywistości planowana drobna wymiana kilku śrubek i jednej części przeistacza się w totalnie wymykającą się z pod kontroli operację na otwartej optyce w sklepie z zegarkami. Widząc te lecące śrubki i masę różnych części straciłem nadzieję. Jednak dodatkowa determinacja i odrobina szczęścia sprawiają, że udaje się wszystko złożyć i co ciekawsze – obiektyw działa. Wychodzimy z centrum handlowego. Pierwsze wrażenie: Czy ktoś włączył piekarnik na tryb przysmażania od góry?

Przechadzamy się oglądając marinę z wystawnymi łodziami na tle panoramy miasta. W tej części nabrzeża zobaczymy luksusowy klub żeglarski, stylowe restauracje i Heritage Village, czyli tradycyjną wioskę arabską. Oglądamy beduińskie namioty z płótna, kamienne chałupy z dachem ze strzechy, wielbłądy i tradycyjne ręczne rzemiosło. W ten sposób Arabowie chcą pokazać, jak żyło się tutaj w przeszłości. Nie mam na myśli średniowiecza, ale czasy sprzed epoki odkrycia czarnego złota i napłynięcia petrodolarów, czyli 30-50 lat temu.

Spacer po rozgrzanej patelni traktujemy jako atrakcję turystyczną. Dziś już nikt nie chodzi tu pieszo. Może tylko imigranci i turyści, ale i oni raczej korzystają z klimatyzowanych autobusów.

Dochodzimy do Emirates Palace To rzekomo najbardziej luksusowy hotel świata. Ze względu na poziom luksusu nieformalnie przyznano mu 7 gwiazdek, gdyż nie mieści się w 5 gwiazdkowej skali. Nie zasługuje też na nazwę ‘hotel’, stąd nieco bardziej trafnie nazwano go ‘pałacem’. W „Emirates Palace” pracuje na stałe 2000 osób. Recepcja, wedle zapewnień, obsługuje gości w 50-ciu różnych językach świata.

Koszt budowy hotelu to 3 miliardy dolarów. Przypuszczam, że dysponując takim budżetem można przygotować odpowiednie udogodnienia i zagwarantować, że nawet najbardziej wymagający goście znajdą to, czego szukają. Rozpiętość cenowa za noc wynosi od kilkuset do kilkunastu tysięcy euro. Szkoda, że nie mamy czasu, aby się tu zatrzymać….

Nastaje wieczór. Spacer w stronę promenady La Corniche staje się całkiem przyjemny. Tutaj spotykamy pierwszego rowerzystę, pojawia się dwóch longboarderów i kilku biegaczy. Wieczorną porą ludzie wychodzą z ukrycia, a wzdłuż tej dotychczas opustoszałej promenady pojawia się życie.

Po tylu godzinach w długich spodniach, przy plus 50 stopni i bez możliwości napicia się zimnego piwa stwierdzam, że to był ciężki dzień. Misja prawie nie do wykonania. Zatrzymujemy się na lokalną pitę z jagnięciną, szukamy przystanku autobusowego i jakimś cudem zdążamy na samolot. Opuszczamy Abu Dhabi i w myślach pojawia się Singapur. Podobno jest tam jeszcze droższy hotel…