Rowerem u źródeł Nilu w Ugandzie

Cycling in Mabira Forest Reserve

Pedałując w Mabira Forest Reserve

Droga wyjazdowa z Kampali okazuje się nie najgorsza, więc pierwsze 65 kilometrów do Mabira Forest Reserve przejeżdżamy bardzo sprawnie. Po drodze przypomina mi się, aby kupić tabletki na malarię. W przypadkowej wiosce aptekarz proponuje mi 20 małych zielonych pastylek (przypominających Skittles) w cenie 2 euro na 3 tygodnie podróży. Jak zapewnia – działają. Jego szczery, bezinteresowny uśmiech nie może kłamać.

Ciekawe co na to europejskie firmy farmaceutyczne, sprzedające inne, ale tak na prawdę te same leki około 50 razy drożej. Nie wiem jeszcze jak się będą sprawować te pastylkowe wynalazki, ale skoro ktoś czyta te słowa, to pewnie udało mi się przetrwać.

 

Mabira Forest Reserve

Ugandan family

Ugandyjska rodzina

Handel przydrożny w wiosce Najembe kwitnie. Dojadamy awokado i zagłębiamy się w Mabira Forest Reserve, gdzie podobno roi się od małp. To zawsze miłe uczucie odetchnąć od samochodów i motorów.

I tak udaje nam się zgubić, mimo doskonale narysowanej mapy przez Husseina, strażnika parku. W nadziei na znalezienie drogi wspinamy się kilkaset metrów po wyrwach i korzeniach, aż grupka dziewczyn z osady, którą właśnie opuściliśmy dobiega do nas mówiąc „źle wskazałyśmy wam drogę, musicie zawrócić”. I tak jeszcze parę razy, nim trafimy do Griffin Falls Campsite.

Nabieramy po solidnym kanistrze deszczówki z ostatnich ulew tej pory deszczowej, aby zmyć tą grubą warstwę czerwonego laterytu z nóg i rąk.

 

Kids in Mabira Forest Reserve

Dzieci w Mabira Forest Reserve

Nastaje afrykańska noc, pełna światła przy pełni księżyca. Jesteśmy jedynymi gośćmi i słyszymy tylko te małpy, wrzeszczące i skaczące po pobliskich drzewach, pewnie mające nam za złe, że odważyliśmy się rozbić namiot na ich terenie. Pająki, różne owady i inne latające insekty próbują bezskutecznie dostać się do namiotu, bo w tę ciepła noc od tego bujnego nocnego życia dzieli nas tylko moskitiera namiotu. W takiej scenerii sen przebiega znakomicie, dźwięki przyrody działają uspokajająco, nie licząc tego, że kilka razy budzi nas krzyk zaniepokojonej małpy.

Hornbill, Mabira Forest Reserve

Dzioborożec, Mabira Forest Reserve

O poranku zostawiamy rowery i idziemy nad wodospad Griffin Falls. To ciekawy szlak, lecz woda jest raczej zanieczyszczona aniżeli by tworzyła rajski krajobraz. Lepsze i to, bo cały rezerwat o mały włos zostałby skazany na wycięcie w 2007 roku. Zamysłem operacji był plan uprawy trzciny cukrowej do produkcji biopaliw, ale na szczęście pazerność kultury konsumpcji znalazła swe granice.

Droga z Najembe do Jinja to powrót do chaosu. Dużo ciężarówek i zmieniające się z jednej strony na drugą pobocze to stwarzają mało przyjemne warunki do jazdy, ale pocieszamy się, że to prawdopodobnie jedyny taki odcinek w ciągu najbliższego miesiąca. Przejeżdżamy przez Owen Falls Dam – zaporę na rzece Nil z elektrownią wodną Nalubaale o mocy 380 MW.

Skills Plus Uganda

Ze znaków i reklam przy drodze, łatwo zorientować się, że zbliżamy się do źródła Nilu, także do źródła słynnego ugandyjskiego piwa Nile Special. W Bugembe, parę kilometrów dalej, poznajemy Hakima, 26-letniego mieszkańca okolic Jinja, założyciela Skills Plus Uganda. Podczas wspólnej kolacji poznajemy realia funkcjonowania takiej organizacji społecznej w Afryce.

 

Omweso, traditional game of Ugandan people

Omweso, tradycyjna ugandyjska gra

O poranku zwiedzamy kompleks Skills Plus Uganda. To przedsięwzięcie mające na celu edukację dzieci i nastolatków, popularyzowanie świadomości planowania rodziny, edukację na temat HIV/AIDS, a także dawanie możliwości utrzymania się osobom w trudnej sytuacji życiowej, np. wdowom.

Jednym z rozwiązań jest produkcja węgla z odnawialnych naturalnych składników, który potem jest sprzedawany wśród lokalnej społeczności. Kobiety sprawnie sobie z tym radzą, operują specjalną ręczną prasą, podczas gdy ich małe dzieci przyglądają się, a czasem nawet pomagają.

W innym pomieszczeniu znajdują się trzy przestarzałe komputery. Hakim proponuje, abym przeprowadził zajęcia z Excela. Znając już trochę lokalnych klimatów, wspólnie z grupką studentów na jednym komputerze przeprowadzamy kalkulacje dla właściciela stoiska zajmującego się sprzedażą rolexów, potem sprawdzamy jakie są rzeczywiste koszty utrzymania w Ugandzie, a na koniec obliczamy, ile dni życia ma za sobą każdy z nas, co z kolei prowadzi do zabawnych interpretacji.

 

Excel classes at Skills Plus Uganda

Zajęcia z Excela w Skills Plus Uganda

W sumie uczenie Afrykańczyków podstaw finansów i statystyki mogłoby być nawet ciekawym zajęciem, ale niestety zawsze coś stoi na przeszkodzie, aby móc to coś takiego zrobić akurat teraz. Tym razem to prawie dwa tysiące kilometrów do pokonania na rowerze.

W każdym razie, jeśli ktoś kto to czyta byłby zainteresowany wolontariatem i pracą w przyjaznym i wesołym otoczeniu w sercu Afryki, zdecydowanie polecam Skills Plus Uganda (www.skillsplusuganda.org). Napiszcie bezpośrednio do Hakima Kirigwy, aby zapoczątkować tą przygodę!

Jezioro Bungali

Żegnamy się z Hakimem i przed wyruszeniem na północ zatrzymujemy się jeszcze na chwilę w Jinja. Załatwiamy parę drobnych spraw (typu kupno przejściówki na prąd i wymiana pieniędzy) i jemy kurczaka w sosie z fasolą, ryżem i papką z platanów.

Teraz cała na przód w kierunku Bujagali Falls, wodospadu, który zmienił nazwę na Bujagali Lake, a to dlatego, że w miejscu wodospadu utworzono tamę. O zachodzie słońca pozostaje więc tylko widok na spokojne rozlewisko Nilu, które też robi wrażenie.

So many different facial expresions

Mnóstwo wyrazów twarzy

Przy śniadaniu wstrzymujemy się jeszcze z decyzją ostatecznego spakowania sakw i namiotu. Jak się okazuje, chwilę później dopada nas ulewa i nie odpuszcza do popołudnia. Moknie też nasze pranie, ale to nie szkodzi. I tak muszę ponownie wyprać koszulkę i spodnie, bo przez noc małpy wytargały mi je w piasku. Eden Rock to miejsce niczego sobie do przeczekiwania deszczu, jest nawet basen, a grając w karty pod strzechą nic nie pada na głowę. Deszcz nie ustępuje i postanawiamy zostać tu jeszcze jedną noc. Kelner przynosi smażoną tilapię w sosie curry i w sosie kokosowym z ryżem, serwowane z dwoma zimnymi Nile Special, przyznam, że te przestoje z powodu ulew też mają swoje dobre strony.

W kierunku Mbale

Aby nie przedłużać, kolejnego dnia zgodnie z planem, wstajemy o świcie, dokonujemy szybkiego przepaku i jesteśmy w drodze. Czerwony lateryt prowadzi nas przez piękną ugandyjską prowincję.

Niekiedy w rejonie samego źródła Nilu da się usłyszeć biegnące dzieciaki wykrzykujące „give me some money” lub „give me that sugar cane” – patrząc na trzcinę cukrową przy bagażniku Signe. Czy turyści ignoranci byli już wszędzie? Skądże. Zaledwie kilkanaście kilometrów dalej słyszymy już tylko niewinne „muzungu how are you” i pozdrowienia w suahili, jambo!

 

Endless tea plantation, Eastern Uganda

Niekończąca się plantacja herbaty, Wschodnia Uganda

Fresh tea leaves

Świeże liście herbaty

To wspaniała droga, lepka glina, niekiedy suchy pył, wyrwy na pół metra i ciągle wijący się po innej stronie trakt. Domki w wioskach zbudowane są z glinianych cegieł i usztywnionych ścian za pomocą nieregularnych patyków.

Signing the Namabwere Primary School's guestbook is a must

Wpisanie się do książki gości w Namabwere Primary School to konieczność

Kids in front of Namabwere Primary School

Dzieci przed Namabwere Primary School

Pedałuje się świetnie, towarzyszą nam długodystansowi rowerzyści, mijamy wioski Lubani, Buwenge, droga robi się jeszcze ciekawsza. Ludzie pracują przy plantacjach trzciny cukrowej, brodzą w rozległych mokradłach, niekiedy młodzież kąpie się w stawach przy wioskach.

Dojeżdżamy do Kaliro i mam wrażenie, że nasze nogi, ręce i twarz, stanowią już doskonały kamuflaż na tle drogi, albo że wyglądamy jak dwie postacie pochodzące z czerwonych błot. W takich sytuacjach zimny Pilsener smakuje znakomicie. Mamy 75 km w terenie pokonane, a dzień jeszcze długi.

Overnight stay in Irim villagePostój na noc w wiosce Irim

Kilkanaście kilometrów dalej zatrzymujemy się w osadzie Irim i rozbijamy namiot obok domu przyjaznej rodziny. Dzieci prowadzą nas do „studni”, która okazuje się być małą sadzawką. Podziwiam afrykańskie kobiety i młodzież noszące te żółte baniaki z wodą. Przenoszę sam dwie takie „20-stki” i już po kilkuset metrach robi się to męczące. Wielki respect dla młodych kobiet robiących to codziennie, niekiedy po kilka kilometrów!

In Africa the bigger has the right of way

W Afryce pierwszeństwo przejazdu należy do „większego”

Out of proportion

Proporcje na drodze

Usypiają nas owady i głośne insekty. Jak zwykle. O poranku okazuje się, że jesteśmy tylko 2 km od spokojnej drogi przecinającej rozlewiska i mokradła. Znowu ulewa, tym razem trudniej jest się schować. Zastanawiam się, czy to na pewno jest już pora sucha?

Noodles, chapati and potatoes for dinner

Makaron, chapati i ziemniaki na obiad

W kolejnej wiosce jedna rodzina właśnie zabiła krowę, kilku chłopaków przygotowuje szaszłyki i chyba wszyscy szykują się do uczty.

Dalszy odcinek drogi do Mbale przebiega sprawnie, na przedmieściach zatrzymujemy się na rybę w sosie ze smażonym, niech zgadnę…a tak, ryżem i fasolą (jak zazwyczaj). Tym razem zatrzymujemy się u Freerk’a i Arabii, dwójki Niemców pracujących dla Red Cross Uganda.

 

My knife is going to be razor sharp

W końcu mój nóż będzie ostry jak brzytwa

Dobrze dla odmiany pospacerować po mieście bez rowerów. Dowiadujemy się, że właśnie w Ugandzie trwa szczyt sezonu na banany i ananasy, sprzedawane są nawet za 1/3 standardowej ceny. Okazja w sam raz.

Wieczorem wszyscy razem trafiamy do wielkiego klubu na otwartym powietrzu. Jest tu kilkuset Ugandyjczyków i może z dziesięciu mzungu, ale to i tak wydaje się dużo.

Kids at school

Dzieci w szkole

Po mieście jeździ się moto taksówkami, znanymi tutaj jako boda-boda, szczególnie w nocy, bez kasków i pod wpływem alkoholu. Ugandyjczycy i żyjący tutaj obcokrajowcy jakimś cudem przyjęli ten zwyczaj, bez większych konsekwencji. Ironia polega na tym, że wypadki zdarzają się, ale nie w tych sytuacjach, gdzie byśmy się tego spodziewali.

Tororo Rd, droga wyjazdowa z Mbale jest w trakcie powstawania i jest ledwie przejezdna. Szczególne utrudnienia sprawiają ostre, luźne kamyki strzelające z opon i graniczące z przedziurawieniem dętek. Odnajdujemy skrót, aby dotrzeć do mało uczęszczanego przejścia granicznego w Lwakhakha. Tak na prawdę to nie mam pewności czy to przejście w ogóle istnieje.

Przemierzamy wyczerpujące wzgórza prowadzące wokół potężnego masywu Mt. Elgon, po obu stronach drogi pojawiają się poletka manioku, gaje eukaliptusów i plantacje bananów, drobno rozsiane wioski z ich serdecznymi, pozdrawiającymi mieszkańcami i wszechobecny lateryt, przylegający do skóry lateryt, kolor Afryki równikowej.

 

Endless laterite, Uganda

Endless laterite, Uganda