Rodzina w el Escorial

 

Rodzina w el Escorial


Lipcowa kolacja na tarasie u znajomych w el Escorial

Patricia zaprasza mnie na dwa dni do swojego domu rodzinnego w el Escorial pod Madrytem. To okazja, aby poznać nową okolice i zobaczyć jak żyje typowa hiszpańska rodzina.

Nasz spacer z przystanku autobusowego prowadzi przez mało uczęszczane uliczki, przy których rozmieszczone są obszerne wille. Wszystkie domy posiadają okiennice, niektóre są porośnięte pnączami, dodatkowo chroniącymi przed słońcem i letnim zaduchem. Fasady domostw mają ciekawe kształty i pokryte są rzadko spotykaną odmianą cegły klinkierowej. Przemierzamy ciche i spokojne ulice z zamkniętymi w porze sjesty restauracjami. Pijemy kawę w zabytkowej, historycznej kawiarni, niegdyś odwiedzanej przez szlachtę i inne sławy, jak zapewnia Patricia.

Profesjonalizm, indywidualne podejście i kunszt nadany zwykłemu podaniu kawy przez wprawionego kelnera świadczy o klasie tego miejsca. Zdecydowanie nie wpada w kategorię masowych kawiarni w centrach dużych miast.

Eskurial (hiszp. el Escorial) to wybudowany u stóp łańcucha górskiego Sierra de Guadarrama kompleks klasztorno-pałacowy. Przede wszystkim pełni funkcję nekropolii hiszpańskich monarchów, pochowano tu niemal wszystkie królewskie pary małżeńskie. To także biblioteka mająca w swych zbiorach tysiące bezcennych manuskryptów. Budynek jest gigantyczny, o czym świadczą jego wymiary, przeszło 200 x 150 metrów. W środku mieści się 100 klatek schodowych, a połączone są one szesnastoma kilometrami korytarzy. Niespotykane i niewiarygodne. Wejście główne do Real Monasterio de San Lorenzo de el Escorial niestety jest zamknięte z okresie letnim.

Czekamy na pociąg do los Arroyos w dworcowym barze. Do piwa dostajemy całą miskę tapas frutti di mare. Trudno mi zidentyfikować, a co dopiero nazwać poszczególne składniki, ale to bez wątpienia najbardziej obfita i różnorodna porcja tapas jaką dotychczas spotkałem.


Poranna wycieczka rowerowa

Nasz pociąg przyjeżdża, ale jedziemy tylko moment, bo wysiadamy już na pierwszej stacji. Idziemy bezdrożami, mijamy opuszczoną wioskę, zasuszone pola, drzewa oliwkowe, aż dochodzimy do domu Patricii. Wspólnie zabieramy się za przygotowywanie kastylijskiej kolacji. Zaczynamy od sałatek, oliwek (hiszp. aceitunas), awokado, dużej, hiszpańskiej cebuli, słodkiej pasty owocowej i świeżych warzyw. Przyjeżdżają rodzice i brat Patricii. Wspólnie przyrządzamy krewetki i małże, które dzisiejszego wieczoru będą podawane na kilka sposobów. Brakuje jeszcze tylko nastrojowej muzyki, za chwilę więc pojawiają się rytmiczne kubańskie brzmienia. Zasiadamy do uroczystej kolacji na tarasie w ten ciepły lipcowy wieczór. To zaszczyt być gościem.

Poznaję bliżej rodzinę Patricii. Jej tato, Roberto Brown, prowadzi firmę zajmującą się wyjazdami incentive, czyli aktywnym organizowaniem czasu dla pracowników firm. To tłumaczy kilkanaście desek windsurfingowych leżących przed domem i garaż zapełniony rowerami i sprzętem sportowym do nurkowania, wspinaczki i kajaków. Pytam Roberto gdzie znajduje się siedziba jego firmy. Na to on wskazuje dwa segregatory i laptopa leżącego na biurku w pokoju obok. „Dokładnie tutaj. Chcę, aby moja firma pozostała tak prosta jaka jest teraz„. Jak widać, dobrze prosperujący interes można w pełni ogarnąć samemu z pomocą jednego laptopa. Zapisuję to jako wzór i dobry przykład do naśladowania.

Drugi przejaw minimalistycznego utylitaryzmu to brak telewizora w domu państwa Brown. Zbędne wynalazki powodują, że ludzie nie mają na siebie czasu. Tutaj jest inaczej. Rozmawiamy cały wieczór, aż do późnej nocy.

lipiec 2008