Poczuj kalifornijskie lato


Surferzy w Huntington Beach

Czasem trzeba także gdzieś dobrze wypocząć. I spędzić trochę czasu siedząc na miejscu. A może by tak pojechać do Kalifornii? Znalazłem tanie loty, więc okazja jak na dłoni. Pozostaje tylko kwestia znalezienia dobrego towarzystwa na taki wyjazd. Z tym nie ma problemu i w efekcie czteroosobową ekipą wybieramy się na podbój zachodniego wybrzeża. Zasmakujemy kalifornijskiego stylu życia; zobaczymy słoneczne plaże przepełnione surferami. Pomieszkamy w Orange County – amerykańskiej ostoi dobrobytu. Odwiedzimy wielką metropolię, małe miasteczka, stolicę gwiazd; zagubimy się na kalifornijskich peryferiach, a przemierzając bezdroża wzdłuż i wszerz odnajdziemy inne interesujące miejsca.

California Dreamin’


Budka ratownika

Ciężko się zdecydować na jedno miejsce do zamieszkania w Kalifornii. Z jednej strony nie może to być malutka mieścinka, ale też nie wielka metropolia jak San Diego czy Los Angeles. Głównym zamiarem wyjazdu jest skosztowanie prawdziwego kalifornijskiego życia: nauka surfingu na falach, plaże, jazda na longboardzie wzdłuż wybrzeża, drinki, dziewczyny w bikini i nieustający czill na prażącym słońcu. Wybór padł na Huntington Beach, miasto znane także jako Surf City, położone w Orange County, ok. 50 km pod Los Angeles. Początkowo lądujemy w LA tylko we dwójkę (Pisi doleci nieco później, a o przyjeździe Dorci jeszcze nic nie wiedzieliśmy). Plan jest prosty. Wynajmujemy na lotnisku auto, które wykorzystamy, aby kupić inne auto. Znajdujemy Forda Taurusa 3.6 litra z ’94 za jedyne $925. Niepowtarzalna okazja. Samochód mimo swojego wieku i sporego przebiegu (120tys. mil) jest w stanie prawie idealnym. Zapewne dlatego, że od nowości używała go poczciwa, kalifornijska staruszka. Nie ma to jak własna fura. Oddajemy wypożyczonego pick-up’a na lotnisko.


Molo w Huntington Beach

Przez kolejne parę dni śpimy w aucie zmieniając miejsca w których śpimy, dla urozmaicenia. Nocujemy nieopodal plaży, aby mieć dostęp do prysznica. Cały czas szukamy mieszkania, aż w uwieńczeniu wysiłków trafiamy na wolny pokój w kompleksie apartamentów z basenem i jacuzzi. Odrobina lansu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, więc długo się nie zastanawiamy. Naszym współlokatorem jest TJ – wylajtowany kalifornijski surfer. Mieszkamy w Costa Mesa, miejscowości położonej przy Newport Beach i Surf City. To bardzo bogate miasteczka tuż nad Pacyfikiem. Tutejsze klimaty potrafią wprawić w zdumienie. Ludzie żyją beztrosko i niczym się nie martwią. Większość to rentierzy, utrzymują się z posiadanego kapitału i to wystarcza na dostatni poziom życia.

Pogoda też nie stanowi zmartwienia. Jak to powiedział pewien znajomy Kalifornijczyk „Nawet najbogatsza osoba w Londynie ma gorsza pogodę niż bezdomny w Kalifornii”. Codziennie jest słońce. I nigdy nie pada. Jedyny problem to pytanie, jak duże będą dziś fale? i czy w związku z tym wziąć short- czy longboarda?

Dziś przylatuje Dorcia. Wyjeżdżamy wcześniej, aby przy okazji  zobaczyć Beverly Hills, Hollywood i Santa Monica wraz z nabrzeżem i promenadą. Słynny, wznoszący się na wzgórzu napis „HOLLYWOOD” w rzeczywistości okazuje się dużo mniejszy niż się spodziewałem. Na pewno nie taki jak go pokazują na filmach. Kicz? Niekoniecznie, ale na pewno kolejny, po Statui Wolności w Nowym Jorku,  przereklamowany symbol Ameryki.


Downtown Los Angles

Samolot ma trzy godziny opóźnienia, ale my tego jeszcze nie wiemy i pędzimy na oślep, przypadkowymi autostradami tak, aby chociaż zdążyć na styk. Z nadmiaru czasu kolejne trzy godziny spędzamy objadając się w fast-foodzie Carl’s Jr. Restauracja ta szczyci się hamburgerami opiekanymi na grillu węglowym (w kontraście do popularnego smażenia w głębokim oleju). Odbieramy Dorcię z lotniska LAX i tym sposobem jesteśmy już w pełnym, czteroosobowym składzie.

W kolejnych tygodniach jeszcze parę razy mam okazję odwiedzić Los Angeles, ale muszę przyznać, że miasto nigdy nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia. LA jest po prostu duże ….i tyle.

Wiedząc, że będzie nas łącznie czwórka dochodzimy do wniosku, że trzeba będzie wynająć cały apartament. Przeprowadzamy się kilkaset metrów dalej. Znaleźliśmy całkiem interesującą ofertę w podobnym standardzie, a do tego korzystniejszą finansowo. Jedyny minus nowego miejsca to brak lodówki w kuchni. Nie stanowi to dużego problemu i mimo wysokich temperatur da się przyzwyczaić. Tak więc od dzisiaj kupuję tylko półlitrowe mleko – aby na raz zużyć je do płatków. Ważne, że mamy pod ręką wszystko czego potrzeba. W szczególności ocean.

Surf City


Surferka na longboardzie

Huntington Beach. Surfowanie i uprawianie sportów jest tu popularniejsze posiadanie telefonu komórkowego. Ludzie przemieszczają się na longboardach (tu oczywiście mam na myśli longboard jako długa deskorolka, a nie longboard jako deska surfingowa), beach cruiserach (beach cruiser to rower bez przerzutek, służący do przemieszczania się wzdłuż  wybrzeża) lub po prostu na boso. Szybko udziela się klimat tej części świata. Nie mija więc dużo czasu i już mam dwie dechy surfingowe: shortboard i longboard. Na plaże rzadko biorę coś więcej niż niezbędne minimum, czyli deskę surfingową, szorty i klucz od auta.

Oczywiście inwestycje w Kalifornie trwają. Kupuję lądowego longboarda Sector 9 Surf Camp i od razu się w nim zakochuję. Pisi i Dorcia stają się szczęśliwymi posiadaczami beach cruiserów. W takim składzie rozbijamy się wzdłuż kalifornijskich wybrzeży. Kolejne tygodnie wyglądają właśnie tak. Przemierzanie idealnie gładkich i doskonałej jakości chodników. Od samego rana plaża, surfing, longboard, rowery, opalanie się i pływanie. Wspaniały czas zabaw na wielkich falach.

Nauka surfingu na shortboardzie (długość 6’3”) wymaga bardzo dużo zaangażowania i cierpliwości. Nie jest to takie proste! Longboard da się szybciej opanować. Kupiona deska od znajomego Marokańczyka o długości 9′ (około 2.5 m) sprawuje się całkiem nieźle. Podstawy bez problemu da się załapać już po paru dniach, aby śmiało zjeżdżać z 3′-5′ (1-2 m) fal.  Niesamowicie przyzwyczajam się do słońca. Krem do opalania staje się zbędny – wielokrotnie zdarza mi się zasnąć na parę godzin w trakcie największego upału; skóra już tego nie odczuwa. Szczególnie w kontraście do kilku godzin spędzonych podczas pierwszego wypadu na plażę – zakończyło się to bólem, pęcherzami, płatowym odpadaniem skóry i koniecznością użycia różnych pianek kojących podrażnienia. Lato w pełni. A wieczorem w ramach relaksu basen, jacuzzi i chłodne, orzeźwiające piwo.

 


Plaża w Newport Beach

Jeżdżąc na longboardzie często zahaczam o sieć 7-Eleven (rozbudowana wersja sklepu podobnego do stacji benzynowej). Z rana na dobry początek dnia przygotowuję kawę według własnych upodobań; różne smaki, warianty, dodatki. Gdy zrobi się cieplej lepiej pokusić się o kawę mrożoną, a gdy jest już gorąco nie ma lepszego rozwiązania od skruszonej mrożonej Coca-Coli z automatu nalewanej do kubków o pojemności nawet pół galona! (ok. 2 litry). Orzeźwia do tego stopnia, że czuć jak zamarza mózg.

Z miejsc zasługujących na szczególne uznanie należy wymienić miejscówkę The Wedge na krańcu Newport Beach. Słynie z wielkich fal i tego, że co roku ginie tam kilka osób. Ofiary są roztrzaskiwane o grunt przez kilkumetrowe fale, które bardzo szybko się spiętrzają ze względu na strome dno. Poskramianie fal trzeba umiejętnie rozegrać. Będąc brutalnie rzuconym i zmieszanym z błotem w uszach po upadku z dwóch metrów na piasek nie należy do przyjemnych. Ale to uczucie uzależnia i powoduje, że często odwiedzamy The Wedge w poszukiwaniu dodatkowych wrażeń. Na ogół fale osiągają tam 2-3 metry, ale pewnego dnia po raz pierwszy w życiu widziałem tak gigantyczne spiętrzenia wody, fale tuż przed roztrzaskaniem się o brzeg osiągały ponad 6 metrów.

Wyprawa po pomarańcze


Świeżo zerwane grejpfruty

Pewnego dnia po północy postanawiamy wybrać się na przejażdżkę dookoła pobliskiej zatoki. Bierzemy rower i longboard. Przejechaliśmy już kilkanaście kilometrów, a końca, ani nawet połowy nie widać. Jedziemy prawie po ciemku, ale i tak nie warto się cofać. Nasza wyprawa trwa pół nocy, okazało się, że zatoka jest znacznie większa niż sądziliśmy. Jutro odpuszczamy sobie plażę.

Postanawiamy, aby z rana pojechać samochodem w głąb lądu w poszukiwaniu dzikiej Kaliforni. Przeciskamy się przez wąskie górskie dróżki, prawie jak w Austrii; mijamy przydrożne bary; podziwiamy wypucowane maszyny na zlocie Harleyowców. Punkt widokowy, gdzieś dalej postój w parku, idealne miejsce na chwilę relaksu. Cała okolica to przecież drzewka cytrusowe! Większość z nich rośnie całkowicie na dziko, a spora część prawie na dziko. Nie ma co się oglądać. Zrywamy przepyszne, wielkie grejpfruty, pachnące pomarańcze, brzoskwinie i aromatyczne limetki i cytryny. Zrywanie takich cytrusów na użytek własny to tym większa przyjemność. W bagażniku mamy już zapas około dwudziestu kilogramów przeróżnych cytrusów. Ile przyjemności daje wypicie wielkiego dzbana soku z własnoręcznie wyciśniętych grejpfrutów, dużej ilości pomarańczy oraz paru cytryn i limetek do smaku. Zastrzyk witamin na tydzień. To chyba najłatwiejsze wyjaśnienie dlaczego Orange County zawdzięcza sobie taką nazwę.

Parę ciekawostek:


Kalifornijska godzina szczytu
  • w USA światła drogowe są umieszczane za skrzyżowaniem
  • gdzie to tylko możliwe, stosowane jest masło orzechowe (do słodyczy, itd)
  • na pustyni jest niespotykanie gorąco, biorąc zapasy wody trzeba uwzględniać też chłodnicę auta; woda na masce samochodu paruje natychmiast
  • bez auta w zasadzie ciężko sobie wyobrazić zrobienie czegokolwiek. Jak mawiają: „You won’t live long without a car in California. California was designed to have a car”, upraszczając – w Kalifornii nie chodzi się na pieszo
  • prawie wszędzie spotkamy wysokiej jakości chodniki, idealne na deskorolke lub jej podłużną wersję – longboard
  • w Kalifornii nie nosi się skarpetek
  • o ile można nie zauważyć przekraczania granicy z Meksykiem (jest to zwykła furtka) to wracając do Stanów czasami trzeba postać w kilkugodzinnej kolejce

Kilka informacji:

Termin wyjazdu:  czerwiec – sierpień 2007
Czas trwania: 10 tygodni
Całkowity koszt wyjazdu: $3500

Przykładowe ceny:

Usługi, produkty i atrakcje
rejestracja auta, ubezpieczenie, testy i wszystkie inne opłaty na 3 miesiące: $600.
wynajęcie mieszkania dwupokojowego w Orange County $1200 – $1800
bilet do kina: $12-$15
galon benzyny: $3
wejście do większości parków narodowych: $5-$15
używana deska surfingowa (longboard, shortboard): $80-$150
nowy longboard (deskorolka): $150-$200
nowy beach cruiser (rower): $230
10 minutowy postój przy plaży: $0.25

Jedzenie i napoje
2 litry Coca-Coli: $1
zestaw w fast-foodzie: $5-$8
obiad w restauracji: $15-$35
pizza w sklepie: $3
litr mleka: $2
piwo w sklepie $1.2 – $2.5
piwo w barze $4-$7
wyżerka do syta na Chinatown w LA: $3

lipiec 2007