Na salonach w Kigali

Kigali, położona na wzgórzu stolica Rwandy
Podczas całej podróży przez Rwandę trzymam się zdania, że kraj ten da się przejechać na rowerze bez pedałów. Nic tylko ciągłe zjazdy i podjazdy, pod które często wygodniej jest pchać rower. Przede mną kolejna chwila szybkiego zjazdu, a tuż potem karkołomny podjazd do centrum stolicy. Tym razem nie daję za wygraną i nie schodząc z roweru podbijam ponad trzykrotnie tętno pracy serca, aby na rowerze z przyczepką i czterema wyładowanymi sakwami znaleźć się u szczytu. Czuję się jak koń pociągowy, ale taki, który dotarł do celu.
Odnajdujemy ośrodek misyjny Pallotynów, spotykamy się tu z misjonarzami i ich serdeczną gościnnością. Na stole pojawia się obfity posiłek, napoje oraz owoce – marakuja, śliwki japońskie i banany prosto z ogrodu.
Poznajemy Beatę Shyakę, Polkę mieszkającą w Kigali z rwandyjskim mężem i trójką dzieci. Beata pomaga nam zorganizować kilka spotkań mających na celu promocję naszej wyprawy rowerowej.
W trakcie kilkudniowego pobytu w stolicy odwiedzamy ministerstwo sportu i kultury, które mieści się tuż przy stadionie. Jest głośno, rozgrywa się mecz drużyn narodowych DR Kongo i Rwandy. Pojawia się minister Jean Pierre Karabanga. Rozmawiamy o sporcie w Rwandzie. W luksusowym hotelu Sportview spotykamy się z Charles’em Ngarambe, konsulem honorowym Rzeczpospolitej Polski.
Naszą wyprawą zainteresowały się radio, telewizja i inne media, jak na rwandyjskie salony przystało wszystko przebiega wystawnie. Opowiadamy o naszym projekcie przejechania rowerami kilku krajów serca Afryki. Po zmroku kolejne spotkanie z Fetus Bizimana, vice prezesem Rwanda Cycling Federation. Zostajemy zaproszeni na Gorilla Race, z grzeczności reagujemy entuzjastycznie, ale w praktyce trzeba się będzie dobrze zastanowić, zdecydowanie bliżej nam do podróżników na rowerze niż zawodowych kolarzy!
No to chyba wystarczy tych spotkań, sławy i napiętych terminów. Ruszamy w teren.
[eazyest_folder folder=”2010/rwanda-kigali”]