Meksykańska operacja Tequila

Meksykański folklor
Zawsze marzyło mi się usiąść w upalny meksykański dzień w parku pod drzewem z butelką tequili w ręku i w niezwykle leniwy sposób sączyć ją aż do późnego wieczora. Na pierwszy rzut oka Tijuana to tylko przygraniczna meksykańska miejscowość niedaleko San Diego, będąca jedynie komercyjną imitacją prawdziwego Meksyku. Uliczni handlarze sprzedają przechodniom w większości przypadków całkowicie niepotrzebne rzeczy. Amigo, po co miałbym kupić dywan, skoro jedyne czego szukam to prawdziwa meksykańska tequila? Trzeba opuścić ten turystyczny kramik i udać się mniej dostępną część miasta. Po drodze jako przekąskę zamawiam ekstra tłuste i ekstra słodzone racuchy smażone w głębokim oleju. Na obiad diabelskie filety rybne na ostro i piwo Corona. Oczywiście zamówienie składam po hiszpańsku. To tylko niektóre ze smaków Tijuany. Następnym razem odkrywamy te bardziej niedostępne.
Wchodzimy do zupełnie przypadkowego sklepu i kupujemy obiecująco wyglądającą tequilę za równowartość ośmiu dolarów, do tego parę butelek Corony po 65 centów. Przy kasie poznajemy Meksykanina, który robi szybki wykład na temat tequili, poleca kilka innych lokalnych gatunków i proponuje, abyśmy udali się z nim do jego mieszkania na przeciwko ulicy, aby razem się napić. Jesteśmy więc w mieszkaniu młodej meksykańskiej rodziny. Pijemy piwo, parę strzałów tequili – zgodnie z lokalnym sposobem. Cytrynę posypujemy solą, zagryzamy i dopiero wówczas wlewamy w siebie tequilę.
Odwrotna wersja do tej popularnej w Europie. Jeśli Meksykanie tak piją, to tak już musi być. Wyruszamy na miasto. Nowopoznany towarzysz oprowadza nas po najciekawszych miejscach i zakamarkach, odwiedzamy jakiś kościółek, drobne sklepiki i oczywiście bar, gdzie serwują najlepsze tacos w mieście. Taco w wersji oryginalnej to mała tortilla zawinięta na pół z różnymi dodatkami, mięsem z ozora wołowego, warzywami i zielonym sosem. Dodatkowo można doprawić na ostro sosem chili.
Zaczyna się późne popołudnie, idziemy do wymarzonego parku w centrum miasta i opierając się o drzewo rozpoczynami dalszą część operacji tequila. Que bueno carnal!