Masai Mara, zwierzęta bez granic

Afryka, którą zawsze chciałem zobaczyćAfryka, którą zawsze chciałem zobaczyć

O godzinie 6:30 pojawia się różowa poświata na horyzoncie. Mieszkańcy ostatnio odwiedzanych wiosek zapewniali nas, że podążając rowerami na południe spotkamy wiele dzikich zwierząt. Słuchamy z niedowierzaniem, ale oni wciąż powtarzają, yes, zebras, giraffes, too many, too many,… Signe się uśmiecha i retorycznie mnie pyta: ciekawe czy żyraf i zebr może być „zbyt wiele”?

Zebry, w końcu!Zebry, w końcu!

Mamy już dokładnie rozrysowaną prowizoryczną mapę, droga trochę się ciągnie. Prowadzi przez zarośla i wyrwy w drodze. Ogólnie to odludzie. W pośrodku tej monotonii terenu nagle dostrzegamy trzy biało-czarne zwierzęta. Stoją i się patrzą, gdy próbuję podjechać nieco bliżej, uciekają, a ja wjeżdżam w ciernie i przebijam w czterech miejscach przednią oponę. Gdy przystępuję do łatania, pojawia się kilka żyraf. Czujemy się jak na safari, a przecież jesteśmy na zwykłej kenijskiej drodze, gdzieś pomiędzy wioskami, którą dzieci właśnie wracają ze szkoły.

Żyrafy, niespodzianka na naszej drodzeŻyrafy, niespodzianka na naszej drodze

Zjeżdżamy ze stromego zbocza, po drodze spotykamy kolejne żyrafy, zebry, antylopy, całe ich rodziny, stada. Obserwujemy nawet bawoły na wyciągnięcie ręki, ale lokalny motocyklista oznajmia, żebyśmy się tak im nie przyglądali i szybko przejechali dalej.

Bawoły, spokojne i nieprzewidywalneBawoły, spokojne i nieprzewidywalne

W końcówce zjazdu wyprzedzamy jeepa, którego kierowca wymienia przebitą oponę. Parę minut później nas doganiają. To Juliet i Nicolas wraz z dwójką dzieci o imieniu Alas i Issac. I tu wielkim zbiegiem okoliczności znika problem wynajęcia samochodu terenowego na wjazd do Masai Mara, gdzie obowiązuje zakaz wstępu na rowerze. Francusko-kanadyjskie małżeństwo zaprasza nas do swojego pojazdu, płacimy więc „tylko” po $80 za wstęp do parku narodowego.

Oloololo GateOloololo Gate

Jeśli ktoś podróżujący po Kenii zastanawia się nad pominięciem parku Masai Mara, to koniecznie należy wybić sobie ten pomysł z głowy.

Przemieszczamy się terenowym nissanem zaledwie kilkaset metrów od miejsca, którędy parę minut temu jechaliśmy na rowerach. Wyglądając przez otwarte okno dostrzegam kilka zwinnie przemieszczających się drapieżników pośród sawanny. Jedna z lwic właśnie kończy wyjadać wnętrzności upolowanej zebry. Wyjmuje czerwony pysk, przeżuwa, gryzie i połyka kęs mięsa.

Lwica konsumująca zebręLwica konsumująca zebrę

Ktoś potrzebuje chusteczki?Ktoś potrzebuje chusteczki?

Masai Mara to najzasobniejszy w zwierzęta rezerwat przyrody w Kenii. Obszar wielkości 1510 km^2 zamieszkują przedstawiciele Wielkiej Piątki, krokodyle, hipopotamy, antylopy, impale, zebry, gepardy, żyrafy i niespotykana ilość ptaków.

Każdy z gatunków zwierząt jest bardzo osobliwy. Krętorogie impale są bardzo płochliwe, gdy tylko wyczują zagrożenie, zaczynają uciekać całym stadem w możliwie nieprzewidywalny sposób, by zmylić przeciwnika.

Impale muszą uważać na lwyImpale muszą uważać na lwy

Żyrafa jest najwyższym ssakiem lądowym o pełnych elegancji, opanowania i dostojnych ruchach. Gdy poczuje zagrożenie, za wszelką cenę ukryje strach kamuflując się gestem „nudno tu, z resztą i tak miałam w planie już iść”.

Moment kontemplacji
Moment kontemplacji

Guźce podobno mają bardzo krótką pamięć. Zdarza się, że uciekając, w pewnym momencie reflektują się i zapominają, dlaczego właściwie uciekają. Aby po chwili znów kontynuować.

foto: Łagodnie wyglądające hipopotamy to najgroźniejsze znane człowiekowi ssaki.

Spoglądamy na te niewinnie brodzące, bawiące się w rzece Mara przyjaźnie wyglądające stworzenia. Nasz kierowca zapewnia „wieczorem te zwierzęta wyjdą na ląd i jeśli nie biegacie jak ktoś z Kenii albo Etiopii, to już po was”. Wkurzony hipopotam potrafi osiągnąć prędkość 30km/h i przegryźć, tak, przegryźć człowieka wpół. Prawdziwy kawał osiągającej nawet 2 tony bestii.

Leniwe hipopotamyLeniwe hipopotamy

Hippo family timeCała rodzina hipopotamów

Nasza popołudniowa sesja dobiega końca. Razem z Signe nie mamy póki co pomysłu, gdzie spędzić tę noc. Nicolas opowiada, że kilka lat temu do jego namiotu tuż u wrót parku dobierały się dwie hieny, cudem udało mu się w nocy ewakuować do samochodu. Porzucamy więc ten pomysł na rzecz przeniesienia się chociaż kilku kilometrów od bramy Oloololo Gate.

Słonie na popołudniowej przechadzceSłonie na popołudniowej przechadzce

Rozwiązanie znajduje się samo, zostawiamy rowery przy Oloololo Gate i wszyscy razem jedziemy do Bush Camp, bazy wypadowej na safari.

Ceny są trochę odstraszające, ale lepsze to niż spać wśród hien. Po wystawnej kolacji (około $25 za osobę), jeden z Masajów pokazuje nam miejsce około 500 metrów dalej na rozbicie namiotu nad skarpą. Pytam go, „czy zdarza się, że w nocy pojawiają się tu lwy lub hieny”, po czym słyszę uspokajającą odpowiedź „owszem, ale z reguły dość rzadko”. Ostatecznie cofamy się te kilkaset metrów i rozbijamy namiot przy obozowisku, psychologicznie to pomaga, ale hieny i tak nie mają pojęcia, gdzie znajdują się te powymyślane przez człowieka niewidzialne granice. Maczeta pod ręką dodaje trochę spokoju i pozwala na jakiś czas zasnąć.

Wstajemy o 5:37 i 17 minut później nasz namiot jest już spakowany, a my gotowi do kolejnego dnia przygód. Wypijamy poranną kawę jeszcze po ciemku, ale chwilę później blask różowej poświaty zaczyna wypełniać rozległą równinę Masai Mara. Nie czekając bezczynnie do wschodu słońca, razem z zaprzyjaźnionymi pracownikami ONZ wyruszamy na drugą, tym razem poranną część safari.

Wschód słońca nad Masai MaraWschód słońca nad Masai Mara

W miejscu, gdzie wczoraj lwy wykańczały wnętrze zebry, pojawiły się hieny. Teraz ich kolej na zajęcie się całym szkieletem. Hieny mają jeden z najsilniejszych zgryzów występujących w przyrodzie, o sile ponad 1100 PSI (około 80 kg / cm^2). Tłumacząc to na język praktyczny, trzeszczące i pękające grube kości słychać z kilkunastu metrów, tak, że aż drżą kręgi.

Hiena zwęszyła zebręHiena zwęszyła zebrę

Hieny, mimo że występują w małych stadach, mają bardzo indywidualne zachowania i nie dzielą się z innymi osobnikami tym, co uda im się wyrwać lub zdobyć. Na końcu hierarchii pozostają sępy, pojawiają się jako ostatnie, ale i dla nich znajdzie się kąsek upolowanej wczoraj zebry.

Kilka pokoleń słoniKilka pokoleń słoni

Odcień porannego światła robi się coraz cieplejszy, ale na przestrzeni kilkunastu minut długie cienie zaczną kontrastować z czerwonym, pomarańczowym i w pewnym momencie już żółtym światłem. Dostrzegamy charakterystyczne sylwetki. Cała gromadka słoni, a sądząc po rozmiarach osobników to wielopokoleniowa rodzina, beztrosko przechadza się przez głęboką sawannę. Ten ogromny ssak nie ma żadnych naturalnych wrogów poza człowiekiem. Niestety, ale nielegalne kłusownictwo to wciąż poważny problem, stąd też częste uzbrojone patrole, którym rząd kenijski dał przyzwolenie na strzelanie do kłusowników.

Słonie niestety często padają łupem kłusownikówSłonie niestety często padają łupem kłusowników

Wracamy do naszych rowerów, ale okazuje się, że Oloololo Gate nie możemy się tak łatwo opuścić. Małe stado bawołów właśnie zrobiło sobie przerwę obiadową tuż przy drodze wyjazdowej z parku. Czekamy na jakiś wóz, który mógłby posłużyć za naszą asekurację. Kolejne stada zwierząt mijamy samodzielnie, bardzo ostrożnie, mając na uwadze, aby zawsze być po stronie zawietrznej, o czym z resztą przypomniał nam pewien policjant zaaferowany dwójką Europejczyków przemierzających na rowerach tereny należące do dzikiej zwierzyny.

Juliet, Nicolas, dzieci i kierowcaJuliet, Nicolas, dzieci i kierowca

Zatrzymujemy się w pierwszej napotkanej wiosce Masajów po wyjeździe z rezerwatu. Tutaj robimy postój, jemy placki chapati ze szpinakiem, łatamy wszystkie dziury w zapasowych dętkach, łącznie chyba cztery i myślimy, co nas dzisiaj zaskoczy, a jak to mówią, „droga zbyt prosta prowadzi donikąd”.

Chapati ze szpinakiemChapati ze szpinakiem