Kenijskie Plantacje

Samotne drzewo wśród herbaty
Samotne drzewo wśród herbaty

Wśród trzciny cukrowej

Nasza rozklekotana, pełna kurzu droga przecina gigantyczne plantacje trzciny cukrowej. Ruch jest znikomy, ale późniejszym popołudniem pojawiają się traktory obładowane trzciną cukrową. Po ciężkich godzinach pracy w słońcu pracownicy zwożą żniwa do jednej z kilku cukrowni w tej okolicy. Odnajdujemy prywatną, bogato urządzoną i wystawną posesję przy Makutano Junction. Próbujemy kogoś odnaleźć i spytać o możliwość rozbicia namiotu. Udaje nam się poznać jednego z trzech synów założyciela tego wielkiego zakładu przetwórczego i właściciela posesji. To firma zatrudniająca 400 osób, głównie mieszkańców okolicznych wiosek, prowadzona przez rodzinę Hindusów, którzy mieszkają w Kenii od trzech pokoleń.

Sezon na trzcinę cukrową

Sezon na trzcinę cukrową

Nie ma rzeczy niemożliwych

Nie ma rzeczy niemożliwych

Rozbijamy namiot przy malutkiej stacji benzynowej, miejsce to poleca właściciel. Zapewnia, że to bardzo spokojna okolica, a nad naszym bezpieczeństwem dodatkowo czuwać będzie dwójka uzbrojonych i zakamuflowanych policjantów: mężczyzna i kobieta. Wieczorna pogawędka z Silasem, młodym policjantem, przybliża nam realia życia pośród plantacji trzciny cukrowej, a także pozwala przeczekać popołudniowy upał przed wejściem do namiotu. W nocy natomiast robi się chłodno.

Wiejski krajobraz

Wiejski krajobraz

Typowe targowisko ma sporo do zaoferowania

Typowe targowisko ma sporo do zaoferowania

Po kilku kilometrach kończą się plantacje trzciny, zmienia się też roślinność i krajobraz. Przed nami długi podjazd, nabieramy cały czas jeszcze większej wysokości. Zaczynają pojawiać się kaktusy, przeważają pojedyncze drzewa i niskie zarośla.

W ciągu dnia jednak cały czas jest gorąco. Nasza droga, chyba ostatniej możliwie niskiej kategorii, to tylko wystające obłe kamienie, dziury, wyrwy z pory deszczowej i pył z pory suchej.

To jedno z wielu poświęceń i starań jakie czynimy, aby przypadkiem nie znaleźć skrótu jakąś ruchliwą asfaltową drogą.

Ugali, warzywa i potrawa z kozy

Ugali, warzywa i potrawa z kozy

Najbardziej podejrzane mięso

Najbardziej podejrzane „mięso”

W pocie czoła podziwiam ludzi jadących motorami w kurtce i w czapkach. Upał sięga przynajmniej 35 stopni, a droga ciągnie się cały czas na zmianę: mocno pod górę i lekko w dół, mocno pod górę i lekko w dół.

Herbaciane wzgórza Kericho

Niekończące się plantacje herbaty

Niekończące się plantacje herbaty

Dojeżdżamy do Kericho. Pojawiają się największe w Afryce plantacje herbaty. To prawdziwe herbaciane zagłębie. Postanawiamy zwiększyć zapasy wody, co w praktyce oznacza zwiększenie ilości pustych butelek, które będziemy zapełniać wodą uzdatnianą preparatem Aquaguard. Kupujemy także papaje, banany, mango i afrykańskie pączki. Prowiantu na drogę nigdy za wiele. Czuję, jak ogarnia nas dodatkowy spokój, gdy zaczynamy wkraczać w jeszcze mniej zaludnione tereny.

Zapasy w Kericho

Zapasy w Kericho

Już dawno opuściliśmy miasto, a zielone krzewy ciągną się jeszcze przez odległe kilometry. Nie zastanawiając się zbyt wiele postanawiamy poszukać miejsca na namiot gdzieś w okolicy. Skręcamy w stronę jednej z plantacji Unilever Tea Co. Kenya i dojeżdżamy do komisariatu policji. Po krótkiej rozmowie z sierżantem, a potem komendantem, zostajemy zaproszeni do rozbicia namiotu na zadbanym policyjnym trawniku, a także do skorzystania z ich kranu z bieżącą wodą.

Ludzie zbierający liście herbaty, prowincja Kericho

Ludzie zbierający liście herbaty, prowincja Kericho

Herbata

Herbata

O poranku młody policjant Geofrey Kipchumba wita nas filiżanką kenijskiej herbaty. Pojawiają się też rozrabiające i buszujące po ogrodzie małpy. Jemy mango i ruszamy.

Noc na posterunku policji przy Kericho

Noc na posterunku policji przy Kericho

Poranne, jeszcze nierozgrzane słońce rzuca długie, kontrastujące cienie na herbaciane zbocza wypełnione maleńkimi sylwetkami z wiklinowymi koszami na plecach. To klimat i wysokość sprzyjające uprawie herbaty, gorące dni, chłodne noce.

Młoda matka zbierająca herbatę
Młoda matka zbierająca herbatę
Liście muszą być ostrożnie wkładane do wiklinowego kosza
Liście muszą być ostrożnie wkładane do wiklinowego kosza

Zbieranie herbaty to proces ciągły, ale aby nadać temu porządek, na jednym fragmencie pola zbieranie odbywa się zwykle co kilka do kilkunastu dni. Kolejnego dnia praca przenosi się na następne poletko przy zachowaniu logicznego harmonogramu i tak dalej.

Ze względu na duże zapotrzebowanie na siłę roboczą, zagraniczne koncerny pobudowany całe osiedla domków dla kenijskich rodzin gotowych do przeprowadzki i podjęcie stałej pracy przy zbiorach.

Praca zbieraczy wymaga zręczności, wytrwałości i determinacji. Zrywane są tylko rosnące u szczytu krzewu listki, a martwa część jest usuwana, aby ułatwić swobodny wzrost nowym liściom. Sprawny zbieracz jest w stanie nazbierać około 25 kilogramów liści herbaty w ciągu dnia. To imponująca ilość, mając na względzie, że na jeden kilogram świeżej herbaty przypada ponad 2000 listków. Ważne, aby listki nie były zgniatane ani upychane w koszu, lecz starannie i delikatnie układane. To decyduje o jakości herbaty, a Kenia posiada w tym reputację najlepszą na świecie.

Worki z liśćmi herbaty

Worki z liśćmi herbaty

Po udanym dniu zbiorów trzeba jeszcze taki cały wór donieść na plecach do miejsca skupu, skąd ciężarówkami herbata powędruje do dalej, aby kiedyś znaleźć się na półce w supermarkecie i naszych filiżankach.

Powoli opuszczamy nasze herbaciane wzgórza. Za miejscowością Sotik skręcamy w szutrową, bardzo szeroką, uklepaną i wygładzoną drogę. Widać, że jest tu pewien plan wylania asfaltu, jednak jeszcze się to nie wydarzyło. Domyślam się, że to chińska robota, bo biegnące za nami dzieci z okolicznych wiosek wykrzykują China! China!. W sumie w Afryce łatwo pomylić Europejczyka z Chińczykiem, więc rozumiem to zamieszanie.

Kameralna przerwa w Chepekei

Kameralna przerwa w Chepekei

Nadchodzi zmierzch, przy Shartuka poznajemy człowieka, który od możliwie najmniej dostępnej strony, przez mokre pola i głębokie bagna prowadzi nas do wejścia na teren szkoły. Dyrektor Johan Kipkorir i nauczyciel matematyki i geografii John Dwino, podobnie jak większość nauczycieli, mieszkają tutaj na stałe. Pokazują nam miejsce gdzie możemy rozbić namiot, a któryś z również mieszkających tu uczniów przynosi wodę, jak zapewnia pitną.

Woda z lokalnego ujęcia jest szaro-brunatna i bardzo mętna, ale po uzdatnieniu Aquaguardem, nie mamy wyboru i pijemy ją udając, że jest przeźroczysta i klarowna.

John zaprasza nas na kolację do swojej kwatery. Przygotowywanie ugali to sztuka, wymagająca energicznego mieszania i zachowania odpowiednich proporcji wody i mąki kukurydzianej. Spożywamy posiłek razem z liśćmi manioku, jajecznicą i herbatą z mlekiem i imbirem.

Zachód słońca w Shartuka

Zachód słońca w Shartuka

Noc w Shartuka Secondary School

Noc w Shartuka Secondary School

John zachęca do spróbowania sfermentowanego mleka, które jak zapewnia, jest ekstremalnie pyszne. W sytuacjach takich jak ta rzadko mam zwyczaj odmawiać, jednak tym razem myślę, że lepiej odpuścić sobie tą przyjemność. W końcu jutro mamy w planie od samego rana wsiąść na rowery i być może spotkać jakąś zebrę albo żyrafę.