Jak naprawić sprzęgło we Freiburgu?
Colmar to urocze alzackie miasto i nadal tak uważam, mimo tego, że na wyjeździe z miasta sprzęgło w aucie spłatało figla i się zepsuło. Nie mam pojęcia, gdzie tu znaleźć warsztat, a tym bardziej jak opisać zaistniały problem po francusku. Bezpieczniej będzie pojechać do Niemiec i tam spytać o miejsce, w którym można naprawić „Kupplung”. Do przejechania mamy jakieś trzydzieści kilometrów. Jest to do zrobienia jadąc nieustannie na „trójce”. Ulgi dodaje fakt, że jesteśmy w strefie Schengen, ale akurat teraz musimy trafić na wyrywkową kontrolę. Niemiecki celnik zatrzymuje auto, spogląda na nas i sygnalizuje, aby jechać dalej. I tym razem nie udaje się odpalić. Mamy mały problem. Pytam „Wo ist Mechaniker?”, a celnik odpowiada „Vielleicht weiter…”. Nie przeszkadza mu niedziałające auto wjeżdżające do Niemiec – po prostu odcina się od naszego problemu. No i wyraźnie ucieszył się, gdy za którąś próbą udało nam się ruszyć z trójki i odjechać.
Dojeżdżamy do Freiburga i rozpoczynamy poszukiwania mechaników. Pierwszy z nich prawie dostał zawału jak spojrzał pod maskę, inny nie był w stanie oszacować kosztów naprawy, jeszcze inny powiedział, że „spoko” ale ma wolny termin za tydzień. W końcu trafiamy na specjalistę magika od volkswagen transporterów. To zakład na Oltmannsstraße 30. Właściciel, Eckart Weber szacuje czas na prawy na przyszły tydzień, czyli za 4 dni, ale po negocjacjach udaje nam się ustalić, że naprawę zrobimy jutro. Samochód naprawiać będzie czarnoskóry mechanik, wyznawca islamu, który poświęcając się w trakcie Ramadanu dokona tego w 35 stopniowym upale bez możliwości jedzenia i picia w ciągu dnia.
Pozostaje nieplanowane (i de facto przymusowe) zwiedzanie Freiburga. Zupełnym przypadkiem trafiamy na Schwimmbadstrasse, czyli ulicę Basenową – na szczęście nie bez powodu tak nazwaną. To idealna okazja, aby popływać na kąpielisku miejskim i wziąć orzeźwiający prysznic w ten upalny dzień. Po basenie idziemy do popularnego mikrobrowaru Hausbrauerei Feierling, aby napić się warzonego tutaj piwa. To stylowe miejsce z restauracją, antresolą na piętrze i rozległym patio w cieniu drzew.
O poranku jemy śniadanie w parku miejskim i wchodzimy na wzgórze Schlossberg z widokiem na całe miasto.
Freiburg jest poprzeplatany kanałami z bieżącą wodą, które ciągną się wzdłuż ulic. Wśród lokalesów panuje nieznany mi dotąd zwyczaj zasiadania na brzegu takiego kanału i moczenia stóp: jedząc przy tym pizze, czytając książkę czy sącząc piwo. Szybko podłapujemy ten ciekawy zwyczaj.
Wracając do mechanika, to chyba specjalista rangi ogólnoświatowej. Cała ulica przy zakładzie wygląda jak żywe muzeum przerobionych transporterów od T1 do T5 i innych busów. Mamy dużo czasu, więc wszystkie sobie dokładnie oglądamy i podziwiamy.
Można nawet znaleźć busa pod kolor t-shirta! :)
W końcu nasz samochód działa i jeździ jak nowy. Znajdujemy spokojne miejsce na noc przy trasie rowerowej w okolicach jeziora Schluchsee, a o poranku wjeżdżamy do Szwajcarii. Przytrafia się kolejna wyrywkowa kontrola na granicy, ale tym razem nie ma problemu. Bus od razu odpala no i można nawet ruszyć z jedynki. No to ruszamy na podbój Szwajcarii!