Guesthouse nr 10

Gorące ulice Siem Reap nabierają spokoju przed zachodem słońca

Organizuję BMX’a i oczekiwaniu na poranną wizytę w centrali Halo Trust, jadę jeszcze wieczorem wybadać historię innego interesującego mnie miejsca. Mój znajomy prowadzi tutaj ’Guesthouse no. 10′. Trafiam w sam środek kambodżańskiej fiesty. Siedzimy na plecionej macie. Gruby, uśmiechnięty do szczerości z wystającymi krzywymi zębami szwagier właściciela podaje mi schłodzoną puszkę ciemnego piwa ABC.

Czuję się coraz bardziej komfortowo. Wyczuwalna woń różnych potraw rozrzuconych po macie zachęca by spróbować, co to za wynalazki. Rozmowy się toczą. Dostaję kolejne kilka piw. Guesthouse został przez ostatnie kilka lat znacznie zaniedbany przez ostatniego najemcę. Obniżył się standard, obniżono też czynsz z $700 na $400 w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Teraz właściciel bierze sprawy w swoje ręce. W planie globalny remont, tynkowanie, malowanie i podniesienie ogólnego standardu. Ceny wzrosną tylko nieznacznie.

Kambodżańskie dzieci łowią ryby

Siedzimy w czwórkę i gadamy. Zauważam wielkiego karalucha spacerującego po kontuarze, a następnie po podłodze wokół nas. Zbliża się do właściciela, ten go łapie w garść i leniwym ruchem zgniata, aż słychać trzask, po czym sprawdza poziom mojego piwa, sięga po kolejne i podając mi puszkę, zapewnia „po remoncie karaluchów już nie będzie„.