Festiwal San Fermin w Pampelunie

 

Festiwal San Fermin w Pampelunie


Gonitwa byków na ulicach Pampeluny

San Fermín to coroczny festiwal odbywający się dniach 6-14 lipca w Pampelunie. Historia gonitw byków sięga daleko wstecz, aż do XIV wieku, a w dzisiejszej formie funkcjonuje niezmiennie od 1592 roku. Decydujemy się przemierzyć pół Hiszpanii, aby przez kilkanaście godzin poczuć panującą w tych dniach gorącą atmosferę.

W tygodniu San Fermín całe miasto zamienia się w pełną wrzawy i wielkiego szaleństwa fiestę. Ulice Pampeluny są całkowicie przepełnione, wypchane po brzegi biało-czerwonym, entuzjastycznie zachowującym się tłumem. Śpiewy, krzyki i rozlewająca się na każdym kroku sangria to nieodłączne aspekty tej zmysłowej tradycji.

Uliczne gonitwy byków na przestrzeni lat przybierają coraz większych rozmiarów. Jednak rdzeń i najważniejsze elementy pozostają niezmienne. Uczestnicy festiwalu poubierani są w tradycyjne białe stroje wraz z pañuelo rojo, czyli czerwoną chustą zawiązywaną wokół szyi. Impreza trwa tutaj nieustannie przez cały tydzień.

Nasz autobus przyjeżdża około drugiej w nocy. Po małych poszukiwaniach spotykamy znajomych z Meksyku i Argentyny. Całą noc przemieszczamy się ulicami, pijemy sangrię i poznajemy nowych ludzi, aby jak najlepiej wczuć się w klimat tego święta. Alejandro miał racje, sangria będzie rozlewała się całą noc wszędzie i na wszystkich!


Fiesta trwa nieustannie przez cały tydzień

Przygotowania do ulicznej gonitwy zaczynają się od samego rana.  Zaangażowani uczestnicy podchodzą do biegu z wielkim szacunkiem. Odpowiednio wcześnie podejmują stosowne przygotowania, ze szczególnym naciskiem na dobry odpoczynek dzień wcześniej. Wielu amatorów nie stosuje się do tych zaleceń, co prowadzi często do wypadków. Spotyka się to z silną krytyką ze strony prawdziwych entuzjastów tej tradycji.

Jeszcze przed świtem rozkładane są dwa rzędy barier bezpieczeństwa stanowiących trasę pościgu. Nad bezpieczeństwem tłumu czuwa kordon ubranych na purpurowo służb ochrony.


Sangria umila oczekiwanie na poranną gonitwę

Punktualnie o ósmej rano na Cuesta de Santo Domingo rozpoczyna się bieg.  Po chwili pojawia się tłum spanikowanych ludzi, biegnących ile sił w nogach do przodu. W najgorszej sytuacji znajdują się osoby biegnące na końcu. Po piętach depcze im stado rozpędzonych byków. O każdym, kto wyjdzie cało po bliższym spotkaniu z byczymi rogami mówi się, że został ochroniony płaszczem San Fermin, patrona święta.

Tradycja potrafi być zarówno bezpieczna i niebezpieczna. Od 1924 w biegach ulicznych zginęło 15 osób, a przeszło 200 zostało poważnie rannych.

Encierro, (hiszp. gonitwa byków) prowadzi starymi, brukowanymi ulicami Pampeluny i liczy 825 metrów. Po pokonaniu tego dystansu wszyscy uczestnicy wbiegają do Pamplona Plaza de Toros, gdzie oficjalna część biegu się kończy. Byki oczekiwać będą na popołudniową corridę.

Nie stanowi to przeszkody, aby wariaci żądni adrenaliny jeszcze nieco poigrali z bykami na arenie. Ta część jest równie ciekawa. Najciekawsze urywki oglądane w telewizji po nieprzespanej nocy przy porannej kawie w pampeluńskiej kawiarni sprawiają wrażenie umiejętnego połączenia abstrakcji, głupoty i dzikiej brawury. To krwista i żywa tradycja. San Fermin wypada szczególnie korzystnie na tle globalnie obserwowanego zaniku kultywowanych niegdyś obyczajów. To święto z roku na rok zdobywa coraz większą popularność.

Po widowisku zasiadamy w okolicznym barze. Mimo nie przespanej nocy na naszym wielkim stole pojawiają się kolejne sangrie. To smak festiwalu San Fermin. Moje dzisiejsze odczucia są zaskakująco bliskie emocjom Ernesta Hemingwaya, który odwiedził San Fermin w okresie międzywojennym, a wspomnienia przelał na papier w powieści „Słońce też wschodzi”.

lipiec 2008