Dziwne zjawiska na Kubie

Klasyka gatunku
Jednym z popularniejszych dań na Kubie jest pan con hamburguesa, czyli hamburger. Z reguły podgrzewany jest w całości na opiekaczu w taki sposób, że mięso jest zawsze zimne, prawie jak z lodówki. Tak się składa, że obsługa w firmach państwowych (czyli prawie wszystkich) jest maksymalnie spowolniona i rzadko kiedy wysokiej jakości.

Chillout na dachu

Pedro próbuje specjalnego soku domowej produkcji
Podziwiam ten stoicki spokój, nawet gdyby za pięć minut miał nastąpić koniec świata, ekspedientka ze stoiska z bułkami zawsze będzie tym samym, ostrożnym i powolnym ruchem kroić każdą z kolejnych dziesięciu bułek. Następnie nałoży łyżką ser przypominający twaróg, pozostawi na opiekaczu kilka minut, obserwując uważnie, czy nic się nie przypala, do momentu, aż ser się zagotuje. Po tej sekwencji czynności, przystąpi do przygotowywania kolejnej bułki.
Rum i cygara. Wszędzie
Z pomocą pojawia się Diablo
Hershey to były gigant przemysłowy, znajduje się tutaj świecąca pustkami fabryką cukru trzcinowego. Kiedyś przy jego produkcji pracowało tu 3000 osób. Zakład wybudowano w latach 20-stych, funkcjonował sprawnie i rentownie, sprzedając cukier do USA – stosowany wówczas do produkcji Coca-Coli. Jak można się domyślić schyłek świetności fabryki nastąpił wraz z początkiem rewolucji kubańskiej w roku 59′.
Obecnie jest to zakład naprawczy taboru kolejowego, ale część budynków została zaadoptowania do produkcji płytek ceramicznych. W celu ratowania biznesu pojawiły się również inne utopijne wizje, jak na przykład utworzenie fabryki przetwarzającej makulaturę. Grupa Polaków nawet zaprojektowała ten budynek, został on nawet wybudowany! Co więc w tym dziwnego? Tak się składa, że na Kubie nie ma makulatury! Musiałaby więc być importowana statkami, a do fabryki dojeżdżać ciężarówkami, co tworzy przerost formy nad treścią.
Opuszczamy tą fabrykę. Chwilę później psuję się kolejny rower. Zupełnie przypadkowy, przejeżdżający obok rowerzysta okazuje się być profesjonalnym kolarzem i mechanikiem rowerowym. Właśnie poznajemy Luis’a „Diablo” Gil’a, jednego z czołowych kolarzy na wyspie. Uczestniczy w dorocznym rajdzie Vuelta a Cuba i w ramach treningu pokonuje po 120-160 km każdego dnia. Szybko się zaprzyjaźniamy.
Oldschool’owe i kolorowe samochody co krok
Damy dziś rowerom odrobinę odpoczynku, postanawiamy więc podjechać kawałek pociągiem. Podczas oczekiwania, na stację podjeżdża samobieżna jednostka naprawcza. Wskakuję do środka i zwiedzam wnętrze, okazuje się, że załoga naprawcza to czterech mechaników i pani kucharka, zwinnie operująca przy rozżarzonych do czerwoności fajerkach w mobilnej kuchni na szynach.
Pojazd serwisowy
Dzień w sam raz na przejażdżkę rowerem
Podjeżdża pociąg. Udaje nam się przekonać konduktora, że za bilety zapłacimy lokalną cenę kubańską. To pewien sukces negocjatorski. Wsiadamy z rowerami do pociągu relacji Hershey – Matanzas. Podczas tej kilkugodzinnej przejażdżki z zawrotna prędkością w porywach 40km/h, robimy około 70 postojów. Po drodze wsiadają handlarze siodeł konnych, gość z 8 workami mandarynek, uczniowie i uczennice.
Przygarnia nas pewien starszy pan, to poznany w pociągu Roberto Ruesco. Zaprasza nas do siebie, to emerytowany nauczyciel historii, teologii i filozofii. Na miejscu serwisujemy rowery, przepakowujemy się, Roberto zachęcia, abyśmy wzięli prysznic – z podgrzewaczem podłączonym nieizolowanym kablem do przepływającej wody. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jego naleganie na rozbieranie się przed wejściem do łazienki. Udaje nam uniknąć tej podejrzanej sytuacji i wykąpawszy się, postanawiamy się stąd e-wa-ku-o-wać! Jak to określił Pedro „robi się tu totalny Matanzas, trzeba stąd znikać!„. (W tym momencie nic nie znaczące wówczas wyrażenie ’Matanzas’ stało się ponadczasowym synonimem 'dziwnego zjawiska’
Kanapki z mięsem, pierwszorzędny posiłek
Po drodze zatrzymujemy się w pizzerii państwowej. Zbiera się tłum ludzi, a miła pani ekspedientka w pewnym momencie nie wytrzymuje napięcia i wyjmuje z drewnianego menu wszystkie karteczki zawierające słowo „pizza” w nazwie i stwierdza, że „dziś już nie będzie więcej pizzy„. Gdy tłum ludzi już się rozchodzi, spytałem ponownie czy na prawdę „już nie ma pizzy„. Kelnerka się uśmiechnęła i przyjęła zamówienie na pizze „spod lady„.
Uliczne bary też bywają różne, szczególnie te określone jako „bar państwowy III kategorii”. Zdarza się, że kelnerka i szef zmiany otwierają bar, a po godzinie okazuje się, że bar jest zamknięty – bo nic nie ma na sprzedaż. W innym przypadku, w zaopatrzeniu rzadko znajduje się coś więcej poza tytoniem i rumem. Niekiedy jest piwo, albo czerwony napój nieznanego składu, w dużym plastikowym pojemniku, niekiedy przypieczętowany niebieską woskową plombą do ściany.
Kolej łącząca Hawanę z główymi miastami na wyspie
Ponadstandardowo rozbudowana oferta
Przy ladzie, tuż obok mnie, zasiada klient, gość z maczetą. Wyglądam na zewnątrz, a tam grupka mężczyzn smaży na drągu coś, co przypomina psa, albo bardzo, bardzo wychudzoną świnię. Ciekawostką jest fakt, że gdy na Kubie hodowca zabije krowę, grozi mu 20-30 lat więzienia. Niewiele mniejsze kary wymierzane są za posiadanie czarnorynkowej wołowiny. To dekret Fidela: ku zapewnieniu wystarczających dostaw mleka, będziemy kontrolować ilość krów na pastwiskach. Tak jest, mimo wszystko, na Kubie jada się krowy. Zabijane są pod nadzorem komisji państwowej. Fidel dba, by każdy miał dostęp do mleka, edukacji, rumu i cygar.
Zwiedzanie Kuby stopniowo przeistacza się w poznawanie tego kraju poprzez spotkania z przeróżnymi mechanikami. Pojawiają się kolejne problemy z rowerem, tym razem koło jest kompletnie scentrowane.
Odwiedzam kolejny przypadkowy warsztat. A tam, super serdeczny gość zaprasza mnie do domu. Jego córka siedzi na kanapie i ogląda bajki, młoda pani domu w międzyczasie podaje kawę, a naszą rozmowę zakłóca wrzaskliwa papuga. I jak tu nie uwielbiać tej wyspy?
Rationed rice has arrived
Bikes under constant repair