Bungee, wspinaczka, kanioning i inne atrakcje na Słowenii


Słowenia schowana jest pomiędzy Alpami a Bałkanami. Na przybyszów czekają tu nie tylko skałki wspinaczkowe, bungee, rafting, canyoning, lodowate potoki, mnóstwo zieleni, górskie krajobrazy i dużo przestrzeni. To przede wszystkim prawdziwy raj dla miłośników aktywnego spędzania czasu i ukryty skarb, który powinien na stałe zagościć na europejskich szlakach poszukiwaczy przygód.
Do Słowenii wjeżdżamy od strony Włoch. Trafiamy w okolice miejscowości Nova Gorica w zachodniej części kraju. To nie przypadkowa lokalizacja. Poszukujemy spotu wspinaczkowego Dolga Njiva, który powinien znajdować się parę kilometrów dalej na północ. Mimo wszystko wiem, że poszukiwania nie będą łatwe. Posiadamy namiary tylko w języku włoskim, ale we Włoszech nie udało nam się znaleźć nikogo, kto umiałby to przetłumaczyć na angielski. I tu pierwszy szok kulturowy na Słowenii. Pomaga nam sprzedawca brzoskwiń. To młody chłopak, , który biegle mówi po włosku, angielsku i oczywiście słoweńsku. Przy okazji pogawędki częstuje nas swoimi brzoskwiniami i opowiada o tej części kraju. Kelnerka w restauracji, przypadkowo spotkany rowerzysta i wszyscy inni też mówią po angielsku. Odnajdujemy skałki i ogólnie mówiąc wszystko się dobrze zapowiada.



Z trudem pokonujemy kilka dróg o oryginalnie brzmiących nazwach: Ajajaj i Ejejej, czy Neč do Neča. Łatwiejsze z nich są w przedziale 4a-5a, ale dla wprawionych wspinaczy znajdą się również znacznie trudniejsze. Miejscówka jest zacieniona i mało uczęszczana. W ciągu kilku sesji spotykamy zaledwie dwóch Włochów i kilku Słoweńców. Dla osób szukających tego spotu – wystarczy zaparkować auto w trzecim dostępnym miejscu jadąc około 2-3 kilometry na północ od restauracji Dolga Njiva. Swoją drogą tą restaurację też warto polecić. Serwują znakomite szaszłyki ćevapčići z grillowanymi warzywani i inne rewelacyjne potrawy z tradycyjnego węglowego rusztu. Można tutaj też bez problemu zakampować na noc. W sam raz, aby kolejnego dnia ponownie wyruszyć na skałki.

Bungee czy nie bungee…


Przed nami deszczowy sobotni poranek. Z czasem nastaje burza, myślę więc, że szkoda, ale zapewne odwołane zostanie zaplanowane na dziś bungee. Co za pech.
Okazuje się, że na Słowenii nawet ulewny deszcz nie stanowi żadnej przeszkody. Tłumaczę to sobie tym, że mają po prostu inne liny niż te stosowane w bardziej rozreklamowanych miejscach. W każdym razie prowizoryczne stanowisko przypięte do mostu i cała ekipa wzbudzają zaufanie, szczególnie po tym jak zobaczyliśmy kilka osób wychodzących z tego w jednym kawałku.
Przed nami 55 metrowy lot z mostu Solkan zawieszonego nad rzeką Soča. Przyjemność ta kosztuje odrobinę stresu i 50 EUR. W zamian otrzymujemy kilka sekund wspaniałych wrażeń, co w cenie poniżej 1 EUR za metr lotu daje dość dobry przelicznik.
Ela skacze pierwsza i robi to z wyjątkową gracją i pełną kontrolą – niczym pros lecąc w idealnej pozycji pionowo w dół. Czy ona naprawdę robi to po raz pierwszy?




Mimo wewnętrznego zwątpienia wiem, że już za późno, by się wycofać. Zdecydowanie lepiej mieć to już za sobą. 3…2…1…bungee!

I tu klops. W obawie niedokręcenia trochę przesadzam z wyskokiem i przekręcam się ponad 270 stopni lecąc w dół prosto na plecy. Czy bolało? Nie wiem.
W ciągu tych kilku sekund odczuwalne emocje przechodzą na inny poziom. Strach staje się sprzymierzeńcem, ból przechodzi w adrenalinę, a krzyk to tylko uzewnętrznienie radości i satysfakcji, że się udało!

Na dole czeka na nas kajak pneumatyczny. Widzę go doskonale wisząc kilkanaście metrów wyżej do góry nogami. Gość w kajaku pomaga wyczepić się z uprzęży i przewozi na brzeg rzeki.

Dopiero na stałym gruncie zaczynają docierać pozostałe emocje. Tuż po ochłonięciu, gdy serce powraca do normalnego rytmu, a umysł odnajduje rzeczywistość, jednoznacznie stwierdzamy, że trzeba to jeszcze będzie powtórzyć!
Dla zainteresowanych polecam: TOP EXTREME (www.TOP.si) lub +38641620636.

Oglądamy most pod różnym kątem, patrzymy na skaczących na bungee z boku, z góry i z dołu, a przy okazji trafiamy na zawody kajakarskie. Okazuje się, że w tym samym czasie nieopodal mostu na rzece Soča rozgrywane są Mistrzostwa Europy Juniorów. Tam poznajemy Kubę Brzezickiego, jednego z polskich kajakarzy górskich, który tego dnia zajmuje drugie miejsce. Aż by się popływało na kajaku…

Na Szmaragdowym Szlaku

Popołudniu wybieramy się ponownie na skałki, a cały dzień uwieńczamy wieczorną biesiadą w knajpie Dolga Njiva. Przez kolejne dni będziemy powoli przemieszczać się na północ wzdłuż „Szmaragdowego szlaku rzeki Soča”. To prawdopodobnie najciekawsza część Słowenii, która dosłownie naszpikowana jest szlakami pieszymi, punktami widokowymi, atrakcjami dla szukających wrażeń czy zabytkowymi miasteczkami kryjącymi w sobie wiele tajemnic.
Krčnik to wyrzeźbiony przez przyrodę most skalny. W Kožbana udajemy się na jeden ze szlaków „Kwitnącej wiśni” („Cherry Blossom trails”), a konkretnie na pętlę o nazwie Trcinka, która prowadzi przez drobne wioski, plantacje winogron (de facto przy których ukąsiła mnie osa), lasy i kamieniste ścieżki. Szlak jest dobrze oznakowany, więc raczej trudno się zgubić, ale też jest to możliwe. We wszystkich z napotkanych wiosek planuje spokojna i beztroska atmosfera zawieszenia w czasie.
Jedziemy w stronę Kanal, zabytkowego miasteczka o przeważającej kamiennej zabudowie . Kanal słynie z rozgrywanych co roku zawodów w skokach do wody z mostu o wysokości 18m. To argument za tym, aby pojawić się tu w sierpniu.



Zatrzymujemy się na noc w Tolminie. Potok Tolminka wpływa tutaj do rzeki Soča i to jest właśnie miejsce, gdzie rozpoczyna się Triglav National Park. W znajdujących się tutaj przełomach Tolmin Gorges występują ciekawe formacje skalne, które doczekały się nazw w stylu Głowa Niedźwiedzia (Bear’s Head) czy Jaskinia Dantego (Dante’s Cave). Wtórują im Most Diabła (Devil’s Bridge) i inne przewieszone, chybotliwe mosty ułatwiające poznawanie zaułków rezerwatu.
Jednym z najbardziej spektakularnych wodospadów na naszej trasie jest Kozjak w okolicy miejscowości Kobarid.

Rafting

Czasem w podróży trzeba zrobić pranie i trochę się ogarnąć. Po kilku tygodniach nastał ten odkładany w czasie moment. Dojeżdżamy do Bovec, miasteczka uchodzącego za lokalne centrum sportów ekstremalnych. Parkujemy na polu namiotowym Polovnik i w tym momencie zaczyna padać deszcz. Ubrania potrzebują dokładnie 3 dni aby wyschnąć, szukamy więc sposobów na wypełnienie czasu.
Na dobry początek zapisujemy się na rafting. Podobno w odcinku przy miejscowości Żaga rzeka ma trudność klasy I-III.
Po raftingu stwierdzamy, że jednak przydałoby się nieco więcej wrażeń. Chyba to kwestia zastąpienia odcinków klasy I i II na rzecz III, bo optymalna trudność dla początkujących to właśnie III+. Warto zapamiętać na przyszłość, że w okolicy są odcinki o dowolnej trudności.
W plan standardowego dnia staramy się na bieżąco wplatać biegi górskie. Z okolicznych szczytów zdecydowanie polecam Svinjak, na którym byłem dwa razy. Na górę prowadzi ciekawa i urozmaicona trasa, w większości przez las, ale w końcówce pojawiają się skałki i elementy techniczne.


Jezioro Bohinj

Ustały deszcze, wyschły ubrania i wyruszamy na wschód. Nocujemy tuż przy skałkach Bellevue przy miejscowości Ribcev Laz nad jeziorem Bohinj. O poranku niespodzianka. Budzi nas strażnik o 6:58 i postawia zarzut nocowania w Triglavskim Parku Narodowym, który „owszem jest otwarty, ale dopiero od 7 rano”. Po drobnych negocjacjach i podpięciu wykroczenia pod inny paragraf (złe parkowanie), z początkowych €100 na osobę schodzimy do €50 za dwoje.
Skoro już wstaliśmy, pozostaje wykorzystać ten dzień. Spot Bellevue oferuje zróżnicowane trasy, które rozlokowane są w kilku niezależnych strefach, dzięki czemu znajdą się drogi na każdy poziom umiejętności i raczej nie bywa tu tłoczno.

Spędzamy też trochę czasu poznając okolice jeziora. Przemierzamy gęste lasy i wchodzimy na różne punkty widokowe. Jest tu nawet resort narciarski, do którego prowadzi szlak z Ribcev Laz do Rjava Skala.
Patrząc na tych czterech panów aż chciałoby się z nimi wejść na Triglav, szczyt Słowenii, 2864m n.p.m.

Zatrzymujemy się w miejscowości Srednja vas i wchodzimy do schroniska Uskovnica. Dojeżdżamy też do miasteczka Radovljica, a tam trafiamy na coś w rodzaju festiwalu rycerskiego.

Canyoning


Jezioro Bled przyciąga turystów malowniczą lokalizacją. Miejsce to otoczone jest szczytami górskimi i zielonymi lasami, a na środku jeziora znajduje się mała wyspa ze średniowiecznym zamkiem. Nasze rozrywki w żadnym wypadku nie zostają uszczuplone tylko do spacerów po okolicy. Pojawia się opcja kanioningu.
Nie wiem do końca, czy Ela przystała na ten pomysł licząc, że z powodu deszczu kanioning zostanie odwołany. Skoro da się skakać na bungee w deszczu to bym bardziej nie ma problemu ze spławianiem się skalistym korytem rzeki i skakaniem z wodospadów. Rzeka która będziemy przemierzać znajduje się kilkanaście kilometrów na zachód od Bled.

Mimo opieki instruktora i sugestii, jak i gdzie należy skakać, aby nie skręcić kostki, około 4 z 12 osób doznały pewnego rodzaju drobnych kontuzji, w tym także ja podczas zjazdu na zip-linie. Najważniejsze, że Ela na każdej przeszkodzie skakała jako pierwsza i ostatecznie wyszła bez uszkodzeń z największym uśmiechem. Przygoda warta polecenia. Dodam, że tutaj nie mam zastrzeżeń co do zbyt lajtowej formy jak to miało miejsce w przypadku raftingu, a klimatu dodają zalecenia instruktora w stylu: „Tutaj jest płytko, więc aby nic nie złamać musicie skacząc podkulić kolana i wylądować dokładnie w tym miejscu”



Przed rozstaniem ze Słowenią pozostaje nam jeszcze trochę biegania po górach i rozkoszowania się pięknem okolic Triglavskiego Parku Narodowego. Do zobaczenia, na pewno tu wrócimy!