Wioska na północy Laos

 

Wioska na północy Laos

Koszyk na ryż pleciony jest z katip, czyli suszonego bambusa

Dwa dni w Luang Prabang to o dwa dni za długo. Miasto, które często widnieje jako jedyny punkt na turystycznej mapie Laos jest najzwyczajniej przereklamowane. W prawdzie doceniam unikatowy market nocny i poranną procesję mnichów zbierających sticky rice jako jałmużnę, ale milion turystów zdecydowanie psuje cały krajobraz i ogólne wrażenie. To miasto pełne jest ignorantów zwiedzających cztery kraje Azji w ciągu tygodnia, dla których jednodniowa wizyta w Luang Prabang jest jedyną okazją na zetknięcie się z laotańską kulturą. Zamiast stać w kolejce, aby zobaczyć zachód słońca, polecam ominąć to miejsce i ruszyć jeszcze dalej na północ w kierunku prawdziwego Laos.

Po kilku godzinach dojeżdżamy do spokojnej, śpiącej wioski Nong Khiaw położonej nad rzeką Nam Ou. Wynajmujemy łódź, aby dostać się do położonej w górze rzeki osady Muang Ngoi Neua. Planowana godzinna przeprawa dodatkowo się przedłuża. Jesteśmy zdecydowanie przeładowani, a w połowie drogi woda zaczyna się wlewać szczelinami w burcie i jej poziom wewnątrz pirogi szybko sięga po kostki. Zatrzymujemy się i pomagamy wylać wodę przy pomocy rozciętej butelki. Bez większych niespodzianek i z bieżącym pilnowaniem poziomu zanurzenia dopływamy na miejsce.

Suszenie prania w słoneczny dzień, Muang Ngoi Neua

Nastają nocne ciemności, a po chwili jest już absolutnie ciemno, zupełnie cicho i pusto. Nagle budzi mnie uporczywy szelest. To mysz próbująca przedostać się do chrupków, które schowałem w plecaku. Coraz częściej mam do czynienia z tymi gryzoniami. Dalsza część nocy mija bez zakłóceń i budzę się dopiero w momencie, gdy poranny kogut donośnie sygnalizuje zbliżający się świt.

Przemierzamy rozległe pola ryżowe i dochodzimy do kolejnej, jeszcze bardziej zagłębionej w buszu wioski. Trwa sezon żniw. Suche pola wypełnione są już systematycznie poukładanymi źdźbłami, ale wciąż widać grupki Laotańczyków w pocie czoła kontynuujących pracę. W dobrze nawodnionych częściach kraju możliwe jest zbieranie plonów nawet trzykrotnie w ciągu roku!

Przesiewanie ryżu, Muang Ngoi Neua

W polu ciężka praca, ale w wiosce życie toczy się nieco wolniej. Pasterze doglądają masywnych bawołów wodnych, dzieci radośnie skaczą, starszy pan wyplata koszyk na sticky rice, jego sąsiad przygotowuje ścianę z bambusa. Jedna z kobiet przesiewa ryż na skraju zaciemnionego pomieszczenia.

W takich odciętych od świata miejscach pojawiają się często różnice kulturowe. Mogą one również dotyczyć wzajemnego zrozumienia.

Zamawiam pięć bananów smażonych w cieście, po chwili poprawiam się i mówię „niech będzie sześć” i po chwili na stole pojawia się 11 sztuk, czyli 5 plus 6.

Innym razem, pytam czy „są tu gdzieś plantacje kawy„. Słyszę tylko: „kawa?” i dwie minuty później uprzejma gospodyni przynosi mi filiżankę kawy.

Skoro jesteśmy już przy kawie, warto wspomnieć, że kawa podawana w Laos jest paskudna, oleista i z fusami. W żadnym wypadku nie można tego porównać z jakością oferowaną przez nawet najbardziej obskurne bary w Etiopii, która również jest jednym z głównych eksporterów kawy na świecie. Laos i Etiopia słyną z produkcji kawy!

Globalizacja niestety doprowadziła do sytuacji, w których zamawiając latte otrzymasz Nescafe w proszku z odrobiną mleka. Jedyne rozwiązanie to na nowo zaszczepić w Laos kulturę picia kawy i skierować część eksportu na rynek krajowy, dostępny dla zwykłych ludzi.

[eazyest_folder folder=”sea/laos-north”]