Litwa i Łotwa


Centrum rekreacyjne, okolice Wilna

Często zdarza mi się przebywać we wschodniej części Polski wraz z rodziną. Tego lata postanawiamy zrobić coś dodatkowego. Mój tato chce odwiedzić swoją kuzynkę, której nie widział kilkadziesiąt lat. Zabieram jeszcze mojego przyjaciela, Matiego. Wybieramy się na Litwę. Jakiś czas przed wyjazdem, korzystając z serwisu snowboard.com poznałem Lindę, Łotyszkę. To mi podsuwa pewien pomysł. Po wymianie kilku maili ustalamy, że spotkamy się w Rydze. Zapowiada się ciekawa wyprawa. Odwiedzimy tereny przygraniczne z Białorusią, a także Litwę i Łotwę. No to w drogę!

Labas rytas Lietuva!


Urwisko nad Niemnem

Przekraczamy granicę. Dzień dobry Litwo! Pierwsze wrażenie – litewskie drogi są zdecydowanie lepszej jakości niż te spotykane w Polsce. Znaczną część trasy do Wilna jedziemy nową, bardzo zadbaną dwupasmową autostradą. Później niestety standard się pogarsza, ale tylko nieznacznie. Obserwując otoczenie w pewnym momencie naszą uwagę przykuwa przydrożny postój z kuszącym widokiem.

Niesamowite wrażenie robi widok z urwiska na kolano rzeki otoczone wysokimi drzewami. Natura nieskażona działalnością człowieka. W miejscu tym znajduje się przytulna restauracja. Zasiadamy więc wygodnie na tarasie widokowym. Delektujemy się świeżym powietrzem w to przyjemne, letnie popołudnie. Jemy pysznego suma i wypijamy po piwie. Siły na dalszą część podróży nabrane.

Późniejszym popołudniem docieramy do miejscowości Skaidiškės położonej na południowy wschód od Wilna. Pod właściwy adres trafiliśmy dopiero po intensywnych poszukiwaniach właściwego bloku (były rozmieszczone losowo w taki sposób, że nr 3 był tuż obok nr 46 i nr 15). Spotkanie zaczyna się dość nieśmiało, jak to może bywać po czterdziestu latach, ale szybko się rozkręca i cały wieczór mija bardzo sympatycznie. Słuchamy opowieści o życiu na Litwie, o powiązaniach z Polską, o tradycji i zwyczajach. Pijemy lokalne specjały, czyli piwo niepasteryzowane i "Starkę", alkohol o kolorze whiskey. Z colą smakuje rewelacyjnie.


Panorama Wilna

Rano następnego dnia odwiedzamy bezpośrednie okolice Wilna. Pierwszą atrakcją to nowopowstały kompleks przypominający zabytkowy dwór rycerski. Bardzo starannie wykończony, z bogatym asortymentem różnych atrakcji: karuzel, pomostów, kaskad, strumyków czy punktów widokowych.

Udajemy się w stronę Wilna. Pierwsze miłe zaskoczenie. Odwiedzamy kościół, w którym msza wyprawiana jest w języku polskim. Polski język jest bardzo popularny na Litwie i często go słychać na ulicach. Wieża Giedymina pochodząca z XIV wieku to strategiczny punkt widokowy, skąd możemy zobaczyć panoramę całego miasta. Odwiedzamy znajdujące się tutaj się muzeum rycerskie. Wilno to bardzo prężnie rozwijające się miasto, widoczny jest duży napływ inwestycji, nowych placów budowy i starannie zadbanych elementów miejskiego krajobrazu. .

Większość budynków ma już swoje lata, mimo to są one bardzo zadbane. Miasto otacza coraz bardziej pozytywny wizerunek. Wilno to dużo zabytków, kościołów oraz kapliczek, a co za tym idzie także dużo turystów. Językowo kraj bardzo odmienny. Litewski to zupełnie inna grupa językowa, całkowicie niezrozumiała dla niewtajemniczonych. Aby znieść pewną barierę początkową warto nauczyć się kilku podstawowych zwrotów. Witając się powiemy "labas rytas", na pożegnanie "visa gero", a aby zamówić dwa piwa wystarczy "du alus". Wieczorem gramy w backgammon, znane tu jako "szaszki". 


I Svei Kata, czyli Na Zdrowie!

Ryga i najlepsze imprezy nad Bałtykiem

Na dworcu w centrum Rygi od razu znajdujemy babkę z ofertą noclegu. Mamy wszędzie blisko na pieszo, a w naszym hostelu panuje luźny międzynarodowy klimat. Ludzie ze wszystkich części świata. Wyruszamy na miasto. Umówiliśmy z Lindą i jej koleżanką przy nowo wybudowanym, stylowo wykończonym dworcu. Obiekt ten sprawia wrażenie dumy miasta i częstego miejsca spotkań. Dziewczyny w ciekawy sposób oprowadzają nas po mieście. Lekko zmęczeni docieramy na przerwę do baru John Lemon. Linda zapoznaje nas ze swoją koleżanką, która tu pracuje. Znajoma Lindy poleca nam na wieczór klub Pulkvedim. Łatwo trafić, bo znajduje się na przeciwko baru w którym właśnie siedzimy. Następnego dnia Linda wyjeżdża na tygodniowy camping, więc niestety nie będzie już okazji się więcej spotkać.


Impreza w klubie Pulkvedim w centrum Rygi

Na samym początku wyjazdu coś rzuciło mi się w oczy. Łotewskie dziewczyny są ponadprzeciętnie zgrabne, ładne i uśmiechnięte. Bez problemu można nawiązać zupełnie przypadkową znajomość. Po prostu  w ciągu dnia na ulicy. Na tym etapie ruchu turystycznego stolica Łotwy nie jest jeszcze odwiedzana przez wielu turystów. Pod tym względem Rydze zdecydowanie daleko do Pragi. Łotysze nie zdążyli się jeszcze znudzić obecnością i wnikliwością turystów. Bardzo przyjaźnie nastawieni ludzie. Za każdym razem, gdy wspominam Polskę budzi to pozytywną reakcję.

Na ulicy dostajemy ulotkę o informującą o klubie Nautilus. Ciekawy jest sposób, w jaki trafiliśmy do tego miejsca. Pytamy sympatycznie wyglądającą dziewczynę stojącą przed sklepem, czy wie gdzie jest to miejsce. Odpowiada, I will show you, but we have to wait for my friend. Po paru minutach pojawia się jej koleżanka. Dziewczyny zaprowadzają nas do klubu, ale okazuje się, że jest jeszcze zamknięty. Wobec tego nowopoznane Łotyszki proponują, abyśmy z nimi skoczyli na pizze i deser lodowy, co też uczyniliśmy. Impreza w klubie szybko się rozkręca. Wystrój tego oryginalnego lokalu przypomina wielki statek piracki. Na koniec wieczoru wchodzimy do jedynego otwartego baru w mieście. Na zegarku godzina solidnie po szóstej, ale chętnych do wypicia jeszcze jednego drinka nie brakowało. Poznajemy kilka osób, między innymi Elliotta z Anglii, który ostatnie pół roku spędził surfując w Australii, bez opamiętania wszystkich w barze nieustannie przekonuje do swoich racji wykrzykując wielokrotnie "Australia is the future".

Zapomniane złote miasto


Pomnik wolności w Rydze

Wybieramy się do Ventspils. Plan początkowy zakładał, aby zostać tam dłużej. Na miejscu okazało się, że miasto jest opustoszałe. Bardzo zadbane, czyste, odremontowane i idealnie przygotowane dla odwiedzających, ale nie wiedzieć czemu, nie sposób było spotkać kogokolwiek na ulicy. Spacer po samym mieście jest ciekawym doświadczeniem. Ventspils to bardzo bogate miasto portowe, które swoją majętność zawdzięcza handlowi morskiemu z Rosją i innymi krajami. Widać olbrzymie nakłady finansowe na dopieszczenie każdego widocznego fragmentu miasta. W jak najdrobniejszym detalu. Ulice miasta są estetyczne i schludne, z odrobiną fantazji, jak na przykład metalowe krowy wiszące na lampach. Równo przystrzyżone kolorowe trawniki, bardzo oryginalne i nietypowo wykonane pomniki, statuetki i rzeźby są porozmieszczane w wielu miejscach. Promenada przy morzu i dojście do portu zostało starannie wybrukowane, poprzeplatane różnymi elementami ozdobnymi. To zdecydowanie najbardziej zadbane miasto jakie kiedykolwiek widziałem.

W Ventspils załatwienie czegokolwiek jest sporym problemem. Nikt, absolutnie nikt, nie mówi po angielsku. I zapewniam, że nie przesadzam. Mieszkańcy nie rozumieją nawet słowa "camping". Po sporych wysiłkach udaje nam się dostać pokój w akademiku studenckim. Budynek, podobnie jak reszta miasta, także opustoszały. Tym razem idąc główną uliczką przez centrum można spotkać kilka osób. Pytamy gdzie można coś zjeść i zostajemy pokierowani do wystawnie wyglądającej restauracji. To jedyne miejsce otwarte o tej porze. Okazuje się, że ceny w restauracji są bardzo przystępne. Styl i klasa w przystępnej cenie to właśnie wizytówka Ventspils. Ta wysoko postawiona poprzeczka stała się pospolitym standardem.

Tuż przed wyjazdem kupujemy piwo w dworcowym barze. Mati zamawia po angielsku dwa zimne piwa z lodówki. Sprzedawczyni przytakuje i nalewa dwa ciemne piwa z beczki. Tym zabawnym akcentem kończymy naszą przygodę z Ventspils i wracamy do Rygi. Po wypiciu piwa przydałby się jakiś postój, ale kierowca autobusu nie ma tego w planie. Podchodzę i pytam, czy mógłby się zatrzymać. Chyba mnie zrozumiał. Po paru minutach zatrzymujemy się na w polu, na całkowitym pustkowiu. Autobus z pasażerami cierpliwie czeka. Duży plus za uprzejmość dla łotewskich kierowców.

Enchanted by Riga

Jurmala to miasteczko położone nad Bałtykiem, lekko na północ od Rygi.  Znajduje się tam nowoczesny Aqua Park. Do głównych atrakcji należy zaliczyć superszybkie zjeżdżalnie z pomiarem czasu zjazdu i bar wodny z bąbelkami. Nie sposób się tutaj nie wyszaleć.


Jedna z wielu klimatycznych uliczek w Rydze

Wieczorną porą Ryga wraz z każdą godziną robi się coraz bardziej urocza i pełna energii. Centrum jest ściśnięte, ale dzięki temu wszystkie interesujące nas miejsca są w zasięgu spaceru. Ludzie aktywnie spędzają czas i chodzą z miejsca na miejsce, od knajpki do kawiarenki, z restauracji do klubu. Tak można bez końca. Ryga zasysa, powoduje, że tracimy poczucie czasu. Jest to jedno z tych miejsc gdzie bez problemu można spędzić dużo czasu. Jeszcze w trakcie wyjazdu planowałem pojechać na Estonię, ale zgodnie stwierdziliśmy, że Tallin i Estonia mogą poczekać.

Parę ciekawostek

  • Litwa to kraj szczególnie bogaty kulinarnie. Zjemy kołduny litewskie, małe pierogi nadziewane surowym farszem i gotowane w zupie oraz cepeliny, pyzy ziemniaczane, nadziewane farszem
  • litewski odpowiednik hiszpańskich tapas to zastawa podawana w niektórych barach jako dodatek do piwa. Jeśli dobrze trafimy to na talerzu znajdziemy ciemne, ciężkie plasterki chleba natartego czosnkiem i przypieczonego na patelni, różne rodzaje sera, surową kiełbasę i mój ulubiony, nieodzowny element, czyli pokrojone w drobne plasterki, wędzone i podsmażone świńskie uszy, . I ten aromat! Te pyszności! Mniam!
  • Ryga ma inny klimat niż Praga czy pozostałe miasta nastawione na turystów. Tutaj z łatwością można dobrze wtopić się w otoczenie
  • większość wyrazów w języku litewskim i łotewskim kończy się na literę -s
  • krótkodystansowe pociągi podmiejskie na Łotwie nie mają toalet, o czym jednego razu miałem okazję się przekonać
  • nie ma szans wypić więcej alkoholu niż robią to wprawieni Rosjanie
  • ogólnie w obu krajach ceny są odrobinę niższe, ale porównywalne do polskich

Sierpień 2004