Kaszmir

Dolina Kaszmiru


Shikara na Dal Lake, Srinagar

Kaszmir i linia graniczna pakistańsko-indyjska to gorący region. Cały czas obowiązuje ograniczony dostęp dla osób przyjezdnych. Pozwoleniem wjazdu do Kaszmiru musimy jeszcze się zająć w New Delhi. Wynajmujemy jeepa, a nasz kierowca powinien zając się ewentualnymi trudnościami.

Po drodze odczuwam wszechobecny, gęsty smog. Inni kierowcy nie są może agresywni, ale każdy trąbi przy każdej okazji. Mijamy gdzieś napis „horn prohibited”, to jakiś żart, pomyślałem w chwili, gdy moje myśli zagłusza kilka klaksonów z różnych stron.

Po kilku godzinach od wyjazdu z Delhi robimy postój w przydrożnym barze. Wygląda dość kiepsko, ale nie mamy wyboru, bo umieramy z głodu. Kucharze najwyraźniej rzadko obsługują zagranicznych gości. Przykładają dużą uwagę do kunsztu wkładanego w przygotowywane na zamówienie dania. Mija kilkanaście minut. Na moim talerzu znajduje się danie strączkowe przyprawione indyjskimi przyprawami, serwowane z lokalnym lekkim i nadmuchanym pieczywem, nazywanym tutaj chapati.


Droga do Kaszmiru

Po drodze przytrafia nam się lekka awaria. Nie mamy paliwa, ale przy odrobinie szczęścia ręcznie pompując ostatnie opary udaje nam się doczłapać do najbliższej stacji benzynowej.

Droga do Kaszmiru jest niespotykanie niebezpieczna. Większość z trasy dzielącej ten region z Delhi to wąska, jednopasmowa droga położona tuż nad przepaścią, w dodatku bez jakichkolwiek barierek zabezpieczających. Momentami dobrze widać urwistą ścianę prowadzącą kilkaset metrów w głąb wielkiego skalistego zbocza . Z ciekawości pytam, czy często zdarzają się wypadki na tej trasie. Nasz kierowca odpowiada, że średnio wpadają tu trzy auta dziennie. Głównie  przemęczenia kierowców i ich nieostrożnej jazdy.

Radż to człowiek perpetuum mobile. Dzisiaj około południa przyjechał z Kaszmiru do Delhi, aby po dwugodzinnym odpoczynku wyruszyć w drogę powrotną. Łącznie ponad 40 godzin za kierownicą bez zmrużenia oka. Darzę go zaufaniem, ale czuję niepokój w momencie, gdy jeszcze nie w połowie drogi dostrzegam jego lekki ziew. To dobry człowiek, jestem więc dobrej myśli. W moim przypadku najwygodniej będzie przestać walczyć ze zmęczeniem i po prostu przespać momenty niepotrzebnego stresu.

Po dwudziestu godzinach zbliżamy się do doliny Kaszmiru. W pewnym miejscu natrafiamy na ciąg zaparkowanych ciężarówek. Łącznie na przestrzeni kilkunastu kilometrów jest ich kilkaset. W strefie w której się aktualnie znajduję trudno mówić o poczuciu bezpieczeństwa. Co parę kilometrów zatrzymujemy się na posterunku wojskowym. Żołnierze z karabinami wkomponowali się w zwyczajne otoczenie. Tuż obok jedzie kobieta z kankami na mleko przyczepionymi do roweru.  Kawałek dalej galowo ubrane dziewczynki idą do szkoły. Wszystko wydaje się normalne.

Kaszmir w tym okresie jest miejscem z narzuconymi restrykcjami na odwiedzających turystów. Aby tu się dostać, trzeba mieć specjalne rządowe pozwolenia. W razie trudności, Radż pozoruje, że jesteśmy jego znajomymi i sprawnie pokonujemy kolejne posterunki na jedynej prowadzącej do celu trasie.


Transakcja na targowisku

Nad ranem dojeżdżamy do Srinagaru. Radż zaprasza nas do domu znajomego, który ugaszcza nas aromatyczną herbatą z szafranem. Będziemy spać w prowadzonym przez niego hotelu nad Dal Lake.

Srinagar mimo względnie dużej liczby mieszkańców to spokojne miasto. Życie toczy się na ruchliwym targowisku. Na ulicach dostrzegam ludzi zajmujących się prostymi, tradycyjnymi zawodami: krawiec, szewc, rzeźnik, czy garncarz.

Korzystamy z okazji. Kupuję trochę kaszmirskiej wełny na jednym targowisku, rysuję szkic na kartce i odwiedzam krawca kilkadziesiąt metrów dalej. Po pół godzinie mamy gotowe dwa oryginalne kaszmirskie śpiwory wykonane na zamówienie. Lekkie śpiwory są niezastąpione, gdyż w większości odwiedzanych hoteli nie ma pościeli.

Muna mieszka w biednej części miasta, poznajemy go przy przystani i szybko się zaprzyjaźniamy. Dwudziestokilkoletni Kaszmirczyk zaprasza nas do swojego domu i interesująco wprowadza w realia życia panujące w Kaszmirze. Jego cała liczna rodzina mieści się w jednej spartańskiej chatce. Muna, jego rodzina i sąsiedzi żyją skromnie i w tradycyjny sposób, z dnia na dzień. W ciągu najbliższych dni wielokrotnie będziemy korzystać z pomocy Muny w załatwianiu potrzebnych spraw.

Zwiedzamy miasto. Do zdecydowanie najciekawszych należy przechadzka po wspomnianym targowisku. Uwielbiam miejsca, gdzie można obserwować pospolitych ludzi w pracy. Wszystkie zakątki i stoiska wyglądają jakby zatrzymały się w XIX wieku i trwały w niezmienionej postaci do dziś. Ludzie żyją tutaj w prosty sposób, dzięki czemu nie dotyczy ich część problemów świata nowożytnego. Żadne kredyty, czy comiesięczne spotkania ewaluacyjne z szefem.

Robi się ciemno, każdy sprzedawca zwija swój kram, ludzie opuszczają targowisko, a my wracamy do hotelu. Dostajemy duże porcje barwionego kurkumą ryżu z warzywami po czym pijemy herbatę z szafranem. Z oddali dobiegają donośne nawoływania muezinów do modlitwy. Uroczo spędzone chwile na naszym tarasie.


Houseboats na jeziorze Dal

Niedziela. Dziś decydujemy się na wynajęcie długiej, wąskiej łodzi shikara. Pływa ich mnóstwo po kanałach Dal Lake. To niesamowicie zanieczyszczone jezioro, ale dla mieszkańców nie stanowi to przeszkody, aby ręcznie prać w nim ubrania.  Na szczęście oddalając się od centrum miasta jezioro robi się zdecydowanie czystsze.

Na rzece spotykamy przeróżnych sprzedawców, podobnie jak my płynących shikarą. W ich ofercie znajdziemy wszystko, od produktów spożywczych przez sprasowane bloki haszyszu, srebrną biżuterię i pudełka z masy papierowej.

Odwiedzamy różne miejsca, niekiedy niedostępne drogą lądową. Zahaczamy o opuszczoną wysepkę, aby chwilę odpocząć. Następnie dopływamy do bardzo biednej części miasta, w której znajduje się meczet Hazatbal Mosque. Na miejscu dopadła nas spora gromadka dzieciaków chętnych do zdjęcia przed meczetem. Wchodząc do środka zdejmujemy buty. Muszid, czyli meczet ma sekcje niedostępną dla kobiet, dzięki temu wchodzimy tylko my, a Ula musi poczekać.

Odwiedzamy fabrykę wyrobów z drewna kasztanowca. Technologia produkcji jest prosta. Rzeźbimy kontur z drewna, a następnie poprzez dokładne polerowanie uzyskujemy niesamowity połysk i doskonałą gładkość. A ceny wahają się od kilku do kilkuset dolarów.

Mistyczna mgła


Starszy mieszkaniec doliny Kaszmiru

Powrót o zmroku we mgle to niesamowite przeżycie. Mistyczna mgła ogranicza widoczność do kilku metrów porośniętej gęstymi wodorostami powierzchni wody. W wąskich kanałach sporadycznie pojawiają się wioślarze, leniwie, aczkolwiek pewnym i jednostajnym ruchem napędzającym swoje shikary. Na powierzchni Jhelum, rzeki płynącej przez Srinagar, panuje niesamowity spokój. Absolutną ciszę zakłóca delikatny i monotonny plask wiosła wzburzającego powierzchnię wody. Tajemnicze szepty dochodzące z oddali pozostawiają uczucie niepewności. Nie ma możliwości lokalizacji ich źródła z powodu zdecydowanie ograniczonej widoczności. To działająca na wszystkie zmysły sceneria.

Zgodnie z przypuszczeniami w hotelu nie ma ciepłej wody. Po całym dniu na rzece jesteśmy całkowicie wyziębieni . Mimo wszystko bierzemy wyczekiwany od trzech dni prysznic. Lodowaty prysznic. To już nie są żarty. Tylko krzyk zagłuszający modły muezinów jest w stanie ukoić szok termiczny. Nie mamy wystarczająco ciepłych ubrań. W hotelu ani mowy o ogrzewaniu. Na szczęście posiadamy uszyte na zamówienie śpiwory z kaszmirskiej wełny oraz trzy koce na wyposażeniu pokoju.


Krajobraz Sonnamarg u podnóży Himalajów

Nieustannie poznajemy okolicę. Tym razem wynajmując rikszę na cały dzień. Odwiedzamy ogrody botaniczne Mahal Gardens, Shalimar (założony przeszło 400 lat temu) i Nishat Bagh, słynny z tego, że rosną w nim rzadko spotykane drzewa platanowe, zaimportowane niegdyś z Persji. Podczas rozmowy z palącymi fajkę bidi pracownikami jednego z ogrodów dowiaduję się, że ich praca nie jest taka męcząca jak można przypuszczać. Pracują zaledwie 30 godzin tygodniowo, a nawet w godzinach pracy większość czasu wylegują na trawie.

W drodze powrotnej zatrzymujemy się przy fabryce dywanów Jamal Carped Ind. Produkcja dywanu to pracochłonny proces. Czas plecenia jednego dywanu przy czterogodzinnym nakładzie pracy każdego dnia trwa średnio około roku. Każdy dywan ma określony wzór, który jest zapisywany według specjalnego klucza a następnie tłumaczony na specjalny język. Ten zupełnie niezrozumiale wyglądający zapis dziwnych krzaczków i symboli jest w zupełności czytelny dla osoby wyplatającej dywan. Tylko dzięki użyciu właściwego koloru nitki w odpowiednich miejscach otrzymamy właściwy wzór.

W produkcji stosuje się bawełnę, niekiedy mieszaną z jedwabiem, który nadaje dywanom połysku i giętkości. Niekiedy tworzywa sztuczne. Zgodnie z tradycją każda rodzina posiada bardzo wąską specjalizację odnośnie grup wzorów i typów wykonywanych dywanów. Nawet uwzględniając niskie koszty pracy w Indiach, tutejsze dywany to luksus i kosztowny wydatek dochodzący niekiedy do kilku tysięcy dolarów.

Dwie części miasta

Wieczorem spotykamy się z Muną nad brzegiem Dal Lake. Jezioro rozdziela Srinagar na biedną i bogatą część. Siedzimy na drewnianej przystani. Wpatrzeni w spokojną taflę jeziora i drugą część miasta sączymy butelkę rumu Old Monk. To muzułmańska część Indii, więc rum jest dostępny tylko pokątnie. Muna wspomina, że poznał kiedyś Suman, dziewczynę z bogatszej części miasta. Ze względu na system kastowy, aby móc utrzymywać kontakt i liczyć na kolejne spotkania, przez pewien czas musiał udawać kogoś kim nie jest,. Odwiedzał ją, chodzili razem na spacery, aż pewnego razu prawda wyszła na jaw. Muna pochodzi z biednej części miasta. Suman poczuła się oszukana, więc odeszła. Minęło wiele czasu nim Muna zdołał ją ponownie przekonać do siebie, ale w końcu im się udało. Bariery społeczne to niepożądany efekt ewolucji kulturowej.

U podnóży Himalajów


Kaszmirscy cyganie koczujący na płaskowyżu

 

Muna organizuje nam transport do Sonamarg, miejscowości położonej u zboczy Himalajów. Po drodze, w Kangan, spotykamy dwie biedne dziewczynki i ich starszą siostrę, które przyjechały tutaj z Rajasthanu. Żebrzą i proszą o jedzenie. Widok przejmujący, lecz uświadamiający, że dla mieszkańców Indii tego typu migracje są tożsame z popularną w krajach rozwiniętych zarobkową migracją i pogonią za karierą. Problemem jest jednak zachłanność, w Indiach celem jest jedynie przeżycie kolejnego dnia, w kulturze zachodniej niekończące się dążenie do bogactwa.

Sonnamarg nie nazwałbym miastem, ani nawet wioską. Bezpieczniej nazwać to miejsce himalajską osadą. Przemierzamy rozległy płaskowyż pieszo . Nie mam sumienia jechać na ośle, bo widzę, że nawet minimalny pagórek staje się dla zwierzęcia prawdziwym wyzwaniem . Na trasie podziwiam rozległe stepy, roślinność wysokogórską z ośnieżonymi górami w tle i czoło lodowca Thajiwas Glacier. Tuż przy lodowcu spotykamy hinduskich cyganów. Odpoczywają całymi dniami, a ich jedynym ewentualnym zajęciem jest zagadywanie z rzadka pojawiających się tutaj przybyszów. Pijemy z nimi przyrządzany na miejscu chai. To mleczna, bardzo silna odmiana herbaty. Biorę głęboki wdech himalajskiego powietrza.


Kaszmirskie dziewczynki

Poranny autobus klasy sleeper zabiera nas do Delhi. Mamy ciasne miejsca sypialne upchnięte nad siedzeniami w autobusie. Po raz kolejny niespotykane widoki. Dwadzieścia sześć godzin ekscytującej jazdy, ponownie nad przepaściami. Czasem na ostrym zakręcie patrzę pionowo w dół i widzę tylko głęboką przepaść. I tak przez całą noc.

Przykładowe ceny:

Indie to jeden z najtańszych krajów na świecie. Dzienny budżet można bez problemu zamknąć w kilkunastu dolarach. Pełną swobodę podróżowania i okazjonalne dodatkowe atrakcje uzyskamy wydając około $20 dziennie. Waluta to rupia indyjska, oznaczana jako INR lub Rs

1 USD to około 45 Rs
1 PLN to około 18 Rs

  • roti lub ciapati, lekka i pusta w środku bułka podawana prosto z pieca 2 Rs
  • pokój hotelowy dla dwóch osób z wiatrakiem i łazienką 150-300 Rs
  • obiad w restauracji 60-120 Rs
  • autobus klasy sleeper na trasie Kaszmir – Delhi 1066 Rs
  • wynajęcie rikszy na cały dzień 500 Rs
  • taxi Srinigar – Sonamarg (w obie strony) 1600 Rs (na 4 osoby)
  • śpiwór z kaszmirskiej wełny; materiał 290 Rs; szycie 100 Rs

listopad 2007